Pewnego dnia miało miejsce pewne zdarzenie, nad którym zastanawiam się do dziś. Wiem tylko jedno, że dobro może pokonać zło.
Mieszkałam z chorym ojcem, który miał już osiemdziesiąt lat, opiekowałam się nim i tak naprawdę, nigdy nie miałam swojego życia prywatnego. Nie mogłam przyprowadzić do domu swojego chłopaka. Tata był przeciwny i mówił, że nie chce, żeby ktoś z obcy zwracał na niego i jego schorzenia uwagę. Zawsze śmiałam się z jego słów, mówiłam:
– „Tatusiu, wszyscy jesteśmy ludźmi, rozumiemy, że masz osiemdziesiąt lat, nie bierz wszystkiego tak bardzo do serca”.
Stopniowo zaczęłam namawiać tatę, aby zmienił zdanie i żebym mogła przedstawić go swojemu Alkowi. W końcu się zgodził. Doszło do spotkania, o którym tak długo marzyłam. Zrobiłam obiad, siedzieliśmy przy stole i świętowaliśmy naszą znajomość.
Alek bardzo spodobał się mojemu ojcu i byłam mile zaskoczona. Od tego czasu często spotykamy się w moim domu.
Mój tata, często sam pytał, kiedy przyszły zięć przyjdzie do nas. Minęło trochę czasu, mój ukochany i ja zbieraliśmy pieniądze i postanowiliśmy się pobrać. Nie było hucznego wesela, tylko przyjęcie dla najbliższych. Pamiętam, że zaprosiłam moją koleżankę z pracy Anię, bo była moją bliską przyjaciółką. Po ślubie zdecydowaliśmy się zamieszkać u mnie, nie mogłam opuścić mojego taty i musiałam się nim zająć.
Pracowałam, byłam główną księgową w lokalnym supermarkecie, mój Alek pracował jako ochroniarz. Minęło trochę czasu, gdy mąż zaproponował mi zakup psa. Nie byłam przeciwna zwierzętom, kochałam je, ale obawiałam się, czy tato zgodzi się na nowego lokatora. Po ciężkim dniu w pracy postanowiliśmy omówić z nim temat zwierzaka w mieszkaniu. Nawet nie musiałam go namawiać, od razu się zgodził i ucieszył.
Miesiąc później nasza rodzina powiększyła się o małego szczeniaka – Pastylkę. Nie wiem dlaczego, ale bardzo podobało nam się to imię. Ojciec tak bardzo zainteresował się nowym mieszkańcem, że czasami zapominał nawet zażyć swoje leki. Chodził z psem na spacery, była to dla niego rozrywka, odskocznia od choroby, a dla nas radość widząc jego uśmiechniętą twarz.
Jedyne co mnie wtedy niepokoiło to fakt, że nie mogę zajść w ciążę. Staraliśmy się o dziecko z Alkiem i zaczęliśmy odwiedzać lekarzy. Leczyłam się, brałam leki, by w końcu usłyszeć ten piękny śmiech i cieszyć się nowym życiem, ale kuracja nie przynosiła efektu.
Po pewnym czasie na naszą rodzinę spadła fala nieszczęść. Tatuś znów zachorował, trafił do szpitala, Alek został zwolniony z pracy, a naszego psa potrącił samochód i czekała go operacja. Nie wiem, co się stało, że tak się wszystko posypało.
Prosiłam Boga, aby wszystko wróciło do dawnego porządku, aby tato wyzdrowiał i by zakończyły się wszystkie problemy tak szybko, jak to możliwe. Wracałam kiedyś z pracy i musiałam iść do taty do szpitala, aby zanieść mu jedzenie. Alek nie mógł, zajmował się poszukiwaniem nowej pracy. Wychodząc z supermarketu, w którym pracowałam, zobaczyłam pod sklepem starego człowieka, sprzedającego jabłka. Całe jego ciało trzęsło się i nie wiem, czy z zimna, czy ze starości. Zrobiło mi się go żal, podeszłam i poprosiłem o kilogram jabłek. Sprzedawał je też za bezcen, poczułam się nieswojo i zapłaciłam trzy razy więcej, niż mężczyzna chciał za te jabłka.
Starszy człowiek powiedział do mnie:
– „Córko, ale dałaś za dużo pieniędzy, weź resztę”
Odwróciłam się i odchodząc, usłyszałam te słowa:
-„Niech ci szczęście sprzyja w życiu, i daj Boże tobie i twojej rodzinie dobrobyt i zdrowie”.
Te słowa tak na mnie podziałały, że chciałam zapomnieć o wszystkim, co złe i uwierzyłam, że będzie dobrze. Minął tydzień, a ja wciąż wspominałam tego staruszka. Mój ojciec wyzdrowiał, został wypisany ze szpitala i powiedział, że jego stan zdrowia znacznie się poprawił. Pies musiał być operowany, ale weterynarz stwierdził, że ten pies przeżyje nas wszystkich. Mąż znalazł nową pracę, lepszą i lepiej płatną. Najważniejsze jest to, że wkrótce zostanę mamą.
Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam, jednocześnie wspominałam tego biednego staruszka. Jak ogromna siła była w jego słowach wdzięczności. Czasami musimy się zastanowić przez chwilę, czy ktoś nie jest w trudniejszej sytuacji niż my. Należy pomagać sobie nawzajem, a dobro wróci do nas ze zdwojoną siłą.