Mój syn postanowił się pobrać, ostatnio przyjechał do domu wspólnie ze swoją narzeczoną, spytał, czy mogą pomieszkać ze mną kilka miesięcy, dopóki nie odłożą odpowiednich środków na swoje mieszkanie. Oczywiście, nie miałam nic przeciwko temu, oboje są młodzi, a ich pensje nie za duże. Tym bardziej, że mam trzypokojowe mieszkanie, więc dla mnie to żaden problem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby moja synowa miała trochę inne podejście do życia, a przynajmniej wiedziała co oznacza słowo „porządek”.
Dziś spóźniłam się do pracy, a to wszystko przez to, że sprzątanie samej kuchni zajęło mi godzinę czasu. Nie mam pojęcia, jak ta kobieta była wychowywana. Ja zawsze uczyłam syna zachowywania porządku. Ubrania miał czyste i wyprasowane, przed wyjściem czyścił buty na połysk, a w jego pokoju wszystko było ułożone na swoim miejscu.
Nie mogę zrozumieć, jak taka dziewczyna może zadowolić mojego syna. Nie dba o siebie, nawet przez tydzień potrafi nie myć włosów, i chodzi tak do pracy. Wstyd mi za nią, w domu ma dostęp do wszystkiego, co jest jej potrzebne.
Wielokrotnie powtarzam jej, żeby czuła się u mnie swobodnie, jak w domu. Jeśli widzę, że bierze się za gotowanie, uważnie obserwuje co ona robi. Na przykład wczoraj postanowiła ugotować pierogi, włożyła je do gotującej wody i poszła sobie do pokoju. Woda wykipiała, cała płyta, podłoga, wszystko oblane wodą i tłuszczem. Pukam do jej pokoju, a ta ogląda serial. Powiedziałam co się stało, i poprosiłam, żeby nie zostawiała jedzenia, które się gotuje.
Spojrzała na mnie niezadowolonym wzrokiem i poszła do kuchni. Myślałam, że wszystko po sobie posprząta, no ale przeliczyłam się, rano wszystko było bez zmian, wyszłam z kuchni, synowa akurat szła myć zęby, żartobliwie dogryzłam jej, aby przy myciu kuchenki nie zapomniała o podłodze obok. Obraziła się, twierdząc, że chciała to posprzątać, ale wie, że i tak ja zrobię to swoimi lepszymi sposobami. Chciałam z nią usiąść, porozmawiać na spokojnie, ale zrezygnowałam. Szczerze mówiąc, mam dość ciągłego sprzątania po kimś.
Oczywiście, szanuje wybór mojego syna, ale chcę jej dać do zrozumienia, że jeśli mieszka w moim domu, to wypadałoby przestrzegać podstawowych zasad, nie wymagam od niej nic więcej. Chętnie jej pomogę, podpowiem, jeśli będzie trzeba, niech tylko posłucha, bo ja już jestem na granicy mojej wytrzymałości.
Co o tym sądzicie?