Mam 55 lat. Mam 22-letniego syna, który jest obecnie na ostatnim roku studiów. Od dłuższego czasu wiedziałam, że spotyka się on ze swoją koleżanką z roku. Nina była piękna, młodą i inteligentną dziewczyną. Wszystko było w porządku, dopóki syn nie oznajmił mi, że niebawem spodziewają się dziecka. W szybkim czasie postanowili się pobrać.
W niedzielę przyjechała do nas mama Niny, która mieszkała na wsi. Długo rozmawialiśmy nad tym, co będzie dalej. Cieszyłam się, że rodzice dziewczyny okazali się być dobrymi ludźmi. Niestety, mój mąż i ja byliśmy bardzo rozczarowani. Byłam szczęśliwa, że zostanę babcią, ale nie mogłam pozwolić na to, aby młodzi zamieszkali razem z nami. Byli już dorośli, wyczekiwali dziecka, nie sądziłam, że powinni mieszkać z rodzicami.
Rozumiałam, że studenci nie od razu wynajmują własne mieszkania, dlatego zaproponowałam im, aby zamieszkali w naszym domku na obrzeżach miasta. Cóż, warunki nie były tam najlepsze, toaleta była na zewnątrz, wodę trzeba było nosić ze studni, piec był opalany drewnem, ale na szczęście był tam przyłączony prąd. Gotować można było zatem na kuchence elektrycznej, potrzebne naczynia, meble czy pościel w każdej chwili mogliśmy tam dowieźć. Wraz z mężem, postanowiliśmy, że w razie potrzeby, zakupimy drewno na zimę i będziemy początkowo wspierać młodych rodziców. W takiej sytuacji, syn musiał jednak podjąć pracę, aby dorobić na wydatki.
Mama Niny długo milczała. W końcu powiedziała: „Nie rozumiem, czy to jest poważana propozycja? Córka niebawem spodziewa się dziecka, a Ty wysyłasz ją do zimnego, wiejskiego domu, gdzie ma żyć bez wody i rąbać drewno? Chyba nie masz sumienia!”.
Mąż i ja jesteśmy dość zamożnymi ludźmi. Mieszkamy w dużym, trzypokojowym mieszkaniu. Mieliśmy jeszcze jedno mieszkanie, które dostaliśmy po dziadku, jednak już dawno postanowiliśmy je wynająć. Nina wiedziała o tym, ponieważ przychodziła do nas często, a my nie ukrywaliśmy przed nią niczego. Okazało się, że powiedziała o tym swojej mamie, która była świadoma naszego statusu materialnego.
Mąż ma starszą, schorowaną mamę, która mieszka w swoim mieszkaniu, które dzieli wraz z opiekunką, która zapewnia jej opiekę przez całą dobę. Zaproponowałam, że jeśli młodzi chcą, mogą zamieszkać wraz z babcią, ale wówczas trzeba byłoby zwolnić opiekunkę. W tej sytuacji, Nina musiałaby zajmować się starszą kobietą.
Matka młodej dziewczyny wciąż twierdziła, że powinniśmy oddać przyszłym rodzicom mieszanie po dziadku. Od razu powiedziałam, że to nie jest możliwe, ponieważ pieniądze z wynajmu tego mieszkania, płacimy opiekunce babci. Kiedy kobieta zdała sobie sprawę z tego, że nie żartowałam, podziękowała i wraz z córką postanowiła wyjść. Syn szybko pobiegł za kobietami. Wrócił do domu późnym wieczorem, bardzo zdenerwowany. Matka Niny powiedziała, że nie pozwoli na to, aby zamieszkali w oddalonym, nieogrzewanym domu.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama dziewczyny. Powiedziała, że jej córka nie będzie żyć w tak spartańskich warunkach, ślubu nie będzie, a córka wraca do domu rodzinnego na wieś. Stwierdziła, że poradzą sobie z dzieckiem bez naszej pomocy. Nina niemalże od razu przestała kontaktować się z naszym synem, który od tej pory przestał ze mną rozmawiać. Leży całymi dniami w swoim pokoju. Mówi, że przez głupie mieszkanie, zrujnowałam jego rodzinę.
Teraz dręczą mnie wyrzuty sumienia, czy na pewno postąpiłam dobrze…