Po kolejnym sporze postanowiłam rozwieść się z mężem. Spakowałam Irkowi rzeczy i wyprosiłam go za drzwi. Mieszkanie, w którym mieszkaliśmy przez cały czas należy do moich rodziców, więc zgodnie z prawem wszystko jest moje.
Myślałam, że będę żyć spokojnie, ale mogę o tym jedynie pomarzyć.
Irek jest dobrym człowiekiem, ale przez ostatnie 2 lata wcale nie pracował, wszystko było na mojej głowie. Począwszy od tego, że musiałam zarabiać pieniądze, a skończywszy na tym, że wszystkie sprawy w domu oraz te związane z dzieckiem były na mnie. Na początku milczałam, ponieważ każdy ma taki trudny okres w życiu, myślałam, że mój mąż zbierze się i będzie szukał pracy, ponieważ czasy są teraz bardzo trudne. Irek najpierw czegoś szukał, a później przyzwyczaił się do ciągłego siedzenia w domu, czasem pomagał matce na wsi w zamian dostał kilka słoików z przetworami.
Ale czy tak żyją dorośli ludzie? Zwłaszcza, że dorasta nam mały synek, którego wychowanie również jest na mnie. W końcu Irek zamieszkał ze swoją matką. Codziennie wydzwaniała do mnie teściowa i siostra Irka. One też miały dosyć utrzymywania bezrobotnego.
Od tego czasu dostaje codzienne telefony. Mówią, że mąż żałuje całej sytuacji i obiecuje zacząć pracować. Każdego dnia to samo, powtarzam im, że jestem zmęczona wszystkimi latami. Teraz, bez niego jest mi znacznie lepiej. Jego matka powiedziała, że syn będzie szukał pracy, ale dopóki nie znajdzie, da mi pół emerytury.
Rodzina mojego męża nie jest zła, ale nie chcą z nim mieszkać. Byłam już gotowy wybaczyć Irkowi, ale w ciągu miesiąca nawet do mnie nie zadzwonił i nie przeprosił, nie powiedział sam, że się zmieni i będzie szukał pracy. Mama i siostra mówią mi wszystko.
Nie wiem, co mam zrobić, uwierzyć krewnym i zabrać go z powrotem, czy poczekać, aż sam zda sobie sprawę, że dorosły mężczyzna z rodziną nie powinien żyć w ten sposób?