Mój syn przyzwyczaił się do tego, że zawsze dobrze gotowałam. Obiad w naszym domu to była rzecz podstawowa. Zawsze gotowałam z radością, nie przeszkadzało mi wstawanie z rana i lepienie pierogów. Kiedy mój syn się ożenił, myślałam, że synowa będzie go równie dobrze karmić. Niestety myliłam się, mój syn miał pecha.
Dla mojej synowej gotowanie jest czymś nierealistycznie trudnym. Mieszkała 25 lat z rodzicami, którzy traktowali ją jak księżniczkę, posłali ją na studia medyczne. Mama nie zaszczepiła w niej kobiecych cech, w sensie tych, które są potrzebne przyszłej żonie. Co więcej, jej mama gotuje idealnie, gdy przed ślubem poszliśmy z mężem, aby się z nimi zapoznać, stół pękał od jedzenia! Żartobliwie powiedziałem, że mój syn postanowił się pobrać ze względu na teściową. Syn ma własne mieszkanie, do którego wprowadziła się jego żona.
Na początku związku młodzi żyli na jajecznicy i pizzy. Miesiąc miodowy był jak wakacje, same restauracje i kawiarnie. Potem zaczęło się normalne życie. Na początku wszystko było dobrze: synowa nie gotowała, więc jej mama przyjeżdżała i robiła obiady. Po czasie teściowie syna postanowili wyprowadzić się na wieś, więc mama nie mogła już gotować dla córki. Zaczęłam zauważać, że mój syn zaczął tracić na wadze i czuć się ospale.
Kiedy miał urodziny, zaprosili nas do swojego domu. Przychodzimy a na stole kilka sałatek, grillowanie i gotowane ziemniaki. Od razu poczułam, że coś tu jest nie tak. Po smaku od razu zrozumiałam, że zarówno kurczak, jak i sałatki są gotowe ze sklepu. Syn obrał i ugotował tylko ziemniaki. Bardzo mi się to nie podobało, ale wtedy milczałam.
Pewnego dnia przyjechałam do syna, synowa była w pracy, sprawdziłam co mają w lodówce. Kiełbasa, warzywa, jajka, a w zamrażarce mnóstwo półproduktów. Spytałam, czy tylko tym się odżywiają. Syn zaczął się wykręcać, mówił, że nie ma czasu. Potem zadzwoniłam do synowej, zapytałam o co chodzi, powiedziała mi szczerze, że jest zbyt leniwa aby gotować.
To proste, bez wymówek – lenistwo! Pogratulowała mi też, powiedziała, że wkrótce będę babcią! Nie spałam całą noc, myślałam, co synowa zrobi dalej. Potem zacząłem do nich chodzić, gotowałam obiady. Nie mogę chodzić tam codziennie, ale chociaż w weekendy. Przez całą sobotę stałam w kuchni, gotowałam jedzenie dla mojego syna i synowej – zrobiłam pierogi, kotlety, gołąbki i faszerowaną paprykę. Syn przyszedł, wziął to wszystko i zapłacił mi, ale czy to normalne, przecież nie będę żyć wiecznie. A jak dziecko się urodzi to co? Kto będzie gotował?