Odkąd mama przeszła na emeryturę pomagam jej finansowo. Ciągle daję pieniądze, plus płacę całkowicie za mieszkanie, kupuję artykuły spożywcze. Kiedy jedziemy z mężem do sklepu, zabieramy ze sobą matkę, płacimy za wszystkie jej zakupy. Na wszystkie święta daję mamie dobre, drogie prezenty. Ona bierze tę pomoc za pewnik. To znaczy, skoro jestem córką to muszę jej przynieść jedzenie i zapłacić za mieszkanie, ale jednocześnie moja mama nie chce mi nawet pomóc z dzieckiem.

Wszystkie moje koleżanki mają matki, które bez problemu opiekują się ich dziećmi. Dla mojej matki opieka nad wnuczką to coś z kategorii „niemożliwe„. Ciągle mi powtarza to samo – to twoje dziecko, ja już swoje wychowałam. Córka ma 5 lat, chodzi do przedszkola. Dwa lata temu, po urlopie macierzyńskim, byłam zmuszona wrócić do pracy, pracuję jako nauczycielka młodszych klas, więc często nie mogę wziąć wolnego. W takich przypadkach dobrze byłoby mieć matkę.

Mama ma sześćdziesiąt pięć lat, jest już na emeryturze i ma dużo wolnego czasu, szczególnie zimą, przy braku letniego domku. Przez wiele dni siedzi w domu, poza oglądaniem programów telewizyjnych i rozmawianiem przez telefon z przyjaciółmi, nie ma innych zajęć. W zeszłym tygodniu byłam z dzieckiem u okulisty, okazało się, że moja córka ma problemy ze wzrokiem. Dzwonię do mamy, mówię, że musimy zabrać Martynkę do kliniki na dziesięć dni. Odbierać z przedszkola po zajęciach, około godziny jedenastej, i rano ją tam prowadzić. Wszystko w jednej okolicy, na sąsiednich ulicach dosłownie –  przedszkole – klinika – dom mamy.

Ale ona kategorycznie odmówiła. Moje dziecko jest spokojne, a mama dobrze o tym wie, mała nie jest kapryśna, nie hałasuje, nie robi bałaganu, je to, co dadzą. Jednocześnie matka pozostaje z nią z wielką niechęcią. Kiedyś pilnie potrzebowałam pomocy mojej matki, ponieważ zarówno ja, jak i mój mąż zostaliśmy wezwani do pracy.

Zadzwoniłam wtedy do niej, powiedziała mi przez telefon, że jej nikt z dzieckiem nie pomagał, i nie będzie rzucać wszystkiego żeby do mnie biec. Kilka razy poprosiłam moją matkę, aby pilnie odebrała wnuczkę z przedszkola w dniach, kiedy ani ja, ani mój mąż nie mogliśmy oderwać się od pracy. Babcia zabrała ją, tak, ale potem upomniała mnie, że właściwie nie jest do tego zobowiązana, ponieważ dziecko ma rodziców, którzy w rzeczywistości sami muszą rozwiązać te problemy. Staramy się radzić sobie bez mojej mamy i oczywiście możemy znaleźć opiekunkę na te dziesięć dni, zapłacić jej, ale po co, gdy dosłownie w sąsiednim domu siedzi babcia, która nie ma nic do roboty.

Odkąd mama przeszła na emeryturę, od tego czasu pomagam jej finansowo. Ciągle daję pieniądze, plus płacę całkowicie za mieszkanie, dwa razy w miesiącu chodzę jej na zakupy. Kiedy jedziemy z mężem do sklepu, zabieramy ze sobą matkę, a my płacimy za wszystkie jej zakupy. Na wszystkie święta daję mamie dobre, drogie prezenty. A mama bierze tę pomoc za pewnik. To znaczy, skoro jestem córką to muszę jej przynieść jedzenie i zapłacić za mieszkanie. Nie rozumiem. Moje dziecko to moje problemy, nie chce się nimi zajmować.

Czy tak powinno być? Babcie wydają się nie być zobowiązane do pomocy swoim dzieciom, a pomagają.
Czyż nie? Bardzo mnie to boli – staram się dla mojej matki, a ona tego nie docenia.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *