– Dziadku, ukryj mnie przed rodzicami, oni każą mi wziąć ślub! – Witek wpadł do domu swojego ukochanego dziadka i, jak to było w zwyczaju, szybko wszedł pod łóżko.
Dziadek z zainteresowaniem obserwował, jak jego dorosły wnuk próbuje wdrapać się do miejsca, gdzie wszystko zajmowały trzylitrowe słoiki z bimbrem i konfiturami.
Witek, w końcu zdał sobie sprawę, że teraz nie ma dla niego miejsca pod łóżkiem dziadka, i prosił go błagalnie:
– Dziadku, wymyśl dla mnie miejsce, w którym mógłbym się ukryć. Przynajmniej na kilka dni! Już jadą! Wiedzą, że będę u Ciebie! Ale nie zdradzaj mnie, dobrze? Inaczej mam przechlapane.
– Więc tak to jest – mruknął dziadek. – Ukrywałeś się u mnie, kiedy opuszczałeś szkołę, a teraz próbujesz wymigać się od ślubu.
– Dlaczego oni mnie tak dręczą?! „Musisz się natychmiast pobrać. W razie czego, weźmiesz rozwód. Dostaniesz mieszkanie z fabryki!”. Też mi pomysł…
– Mieszkanie? – gdy dziadek to usłyszał, od razu przestał się uśmiechać.
– Cóż… – odparł wnuk z niechęcią. – Dla nowożeńców. Przydzielili pięć mieszkań, pod koniec roku będą je prezentować. Ale wolałbym zrezygnować z pracy w fabryce, niż ożenić się z pierwszą napotkaną dziewczyną.
– Czy Twoi rodzice znaleźli dla Ciebie narzeczoną?
– Cóż…
– Nieurodziwa?
– Skąd mam wiedzieć? Może i nieurodziwa? Nawet jej jeszcze nie widziałem!
– Jak to? – dziadek był zdumiony.
– No tak! Przyprowadzają ją, żeby się z nią dzisiaj spotkać. Mówią, że chce wyjść za mąż. A co to ma wspólnego ze mną? Jeśli będzie chciała wyjść za mąż, znajdą dla niej innego głupca.
– A czy masz własną dziewczynę?
– Tak, więc… – Witek zarumienił się grubo. – Pomóż mi, dziadku. Wiesz, jak to jest kłócić się z moim ojcem. On jest zdolny nawet zabić.
– Wiem… – dziadek zmarszczył brwi. – Ma to po Twojej babci. Nie może wbić sobie do głowy niczego, czego Ty nie możesz z niej wyrzucić. No dobrze, chodźmy.
Pięć minut później weszli do domu starszej kobiety, która mieszkała ulicę dalej.
– Dlaczego tu przyjechałeś? – przywitała się z nimi niechętnie.
– Proszę o schronienie dla mojego wnuka na kilka dni. Naprawdę tego potrzebuje.
– Nie mogę – powiedziała surowo kobieta.
– Dlaczego nie chcesz mu pomóc? Jesteś tutaj sama! Nie zapominaj, że jesteś mi dłużna. Czy pamiętasz, jak gościłem Twoich krewnych w moim domu? Przez cały miesiąc!
– Tak, pamiętam wszystko! Gdybyś przyprowadził dziewczynę, wpuściłabym Cię do środka. Ale chłopca nie wpuszczę.
– Martwisz się o swój honor? – dziadek mrugnął do staruszki.
– Ty bezczelny draniu! Chciałabym, żeby Ci język odpadł!
– Dlaczego więc?
– Chowam tu moją wnuczkę, dlatego. Ukrywam ją przed jej rodzicami. Chcą ją wydać za mąż. A ona nie zamierza wyjść za mąż. I słusznie. Kiedy tu przyjdą, wybiję im ten pomysł z głowy! Co to za myśl, żeby zmuszać ludzi do zawierania małżeństw dla mieszkania.
– Mówiłem Ci, dziadku… – odezwał się Witek. – Mam dobrą pracę, ale muszę ją rzucić. Nie ma wyjścia.
– Czy Ty uciekasz przed małżeństwem? – stara kobieta przyjrzała mu się uważnie.
– Tak…
– Cóż, jeśli tak jest, to dobrze. Mam jeszcze jeden wolny pokój. Ale najpierw muszę zapytać wnuczkę, czy zgodzi się na takiego współlokatora? Weronika!” – zawołała głośno starsza pani. – Chodź tu! Mam ci coś do powiedzenia!
Po chwili do pokoju weszła Weronika. Widząc takiego gościa, bardzo się zmieszała, potem zarumieniła się i wybełkotała:
– Witek? A Ty co tutaj robisz?
– Cześć Weroniko… – Witek również się zarumienił. – Tak, my… to… z moim dziadkiem przyszliśmy… przypadkiem… nie wiedziałem, że to jest twoja babcia…
– Wyjdźmy na zewnątrz i pozwólmy im porozmawiać. Są dorośli. – dziadek błyskawicznie ocenił sytuację.
Pod koniec roku Witek i Weronika odebrali od dyrektora fabryki klucze do nowego mieszkania.