Historie o bezczelności sąsiedzkiej nie pozostawiają czytelników obojętnymi. Dlatego podzielimy się Wami inną historią od człowieka, który zdecydował się kupić działkę z nieprzyjemnymi sąsiadami mieszkającymi za płotem.
Opowiada Damian, 34 lat, kierownik sklepu z artykułami gospodarstwa domowego:
Na początku wszystko było w porządku.
W połowie lat trzydziestych kupiliśmy z ojcem działkę. Była bez właściciela, zarośnięta chwastami i nikomu niepotrzebna.
Mój tata od dawna chciał, abyśmy mieli miejsce, gdzie moglibyśmy poćwiczyć na świeżym powietrzu, zrobić grilla lub po prostu poleżeć na leżaku.
W rezultacie we dwójkę przekopaliśmy wszystko, wyrwaliśmy wszystkie chwasty i zbudowaliśmy mały domek, w którym mogliśmy nocować. Posadziliśmy truskawki, kwiaty i rzodkiewki dla mojej mamy – uwielbia je.
Zdecydowaliśmy, że nie postawimy ogrodzenia, nie widzieliśmy takiej potrzeby. Porządkując mieszkanie, nie widzieliśmy sąsiadów, w oknach trzepotały jedynie firanki.
Pewnego upalnego dnia wybraliśmy się z tatą na działkę. Jagody zaczęły rosnąć niezwykle dorodnie, a kwiaty były tak piękne i gęste – byliśmy zauroczeni. Nie sądziliśmy, że nasza praca da tak zaskakujący efekt.
Kłopoty rozpoczęły się niespodziewanie.
Pewnego dnia ojciec pojechał na działkę beze mnie. Gdy był na miejscu, zobaczył, że na ziemi nic nie ma. Żadnych kwiatów, żadnych jagód, żadnej rzodkiewki. Ktoś nie tylko zebrał nasz plon, ale i wykopał krzaki razem z ziemią. Pozostały jedynie dziury w ziemi, to wszystko. Na tym nie koniec… Okno w domku zostało wybite, a stary telewizor skradziono.
Tata od razu po mnie zadzwonił, a ja przyjechałem w mgnieniu oka. Chcieliśmy zbadać sprawę i kto wie… może na gorącym uczynku ująć niszczycieli. Rozejrzeliśmy się dookoła i wszystko nabrało sensu… U sąsiadów kwitły pokaźne róże, pięły się do słońca krzaki malin i jagód, a obok leżały jeszcze niezasadzone rośliny wraz z grudkami ziemi. Bez skrupułów, bez ukrywania się.
Ojciec poszedł do sąsiadów wyjaśnić sytuację. Był w bojowym nastawieniu. Nadal jest silny, jest emerytowanym pułkownikiem, choć widać po nim już wiek.
Naszymi sąsiadami byli również mężczyźni w sile wieku. W odwiedziny przyjechała ich córka z zięciem. Sąsiedzi wykopali wszystko, co się dało. Ojciec zaczął walić w bramę, żądając by wszystko, co zabrali oddali. Nic z tego – córka wykrzykiwała do niego obelżywe słowa, a zięć zaczął grozić.
Ojciec prawie się popłakał z takiej niebywałej bezczelności. Służył w Egipcie i Afganistanie, przeżył lata 90-te, wiele widział, ale nigdy nie przeżył czegoś takiego, jak włamanie na czyjąś posesję i zabranie wszystkiego po bandycku.
Cóż, wojna to wojna. Wzięliśmy taczkę, łopatę i poszliśmy to wszystko wykopać i przywieźć z powrotem. Bez pytania czy rozmowy. Zostaliśmy przyłapani przez sąsiadów. Okrzyknęli nas rabusiami.
Zięć sąsiada rzucił się na nas z pięściami, a sąsiad mu pomógł. Walczyliśmy. Rozległ się krzyk i nadbiegli inni sąsiedzi z dzielnicy. Słyszeli krzyki i obelgi.
Co zrobiliśmy? Po prostu pokazaliśmy im zdjęcie w telefonie: tu jest działka, tu jest dom, tu jest mój tata na tle krzaków. Na szczęście posadziliśmy rośliny rzucające się w oczy.
Sąsiad nie miał wyjścia, przyznał się, że wykopał kwiaty i krzewy.
Policja przyjechała, ale odmówiła zbadania sprawy. Za bójkę sporządzili raport, ale nie zostaliśmy ukarani. A z tymi bandytami nikt już nie rozmawia, są ignorowani przez całą społeczność.
Co byście zrobili, gdybyście Wy byli na naszym miejscu? Czy coś takiego kiedykolwiek Wam się przytrafiło?