Dość długo z córką przebywałyśmy w domu. W tym samym czasie nasi sąsiedzi spokojnie wychodzili na spacer z dziećmi, niedaleko – przy zadaszonych terenach w pobliżu domu.
A ja wciąż zadawałam sobie pytanie – dlaczego nie pospacerować gdzieś dalej? – na przykład ścieżką wzdłuż prywatnych domów.
W sobotę miałam laserową operację oka i sam lekarz powiedział, że przebywanie w domu będzie dla mnie niezbyt zdrowe, bo oko powinno pracować, oddychać, mieć inną ostrość, patrzeć, odpoczywać od domu i przyzwyczajać się do nowego otoczenia.
Dlatego postanowiłam pójść z córką na spacer.
Natychmiast pojawiło się pytanie – gdzie iść? Kiedy wyszłam na ulicę, okazało się, że na podwórku jest pełno dzieci z rodzicami, a ja szczerze mówiąc, nie lubię zatłoczonych miejsc, więc poszłam wzdłuż terenów prywatnych, jakieś 10 minut od domu.
W sektorze prywatnym jest wiele psów. Psy i koty to ulubione zwierzęta kilkuletnich dzieci. W trakcie spaceru okazało się, że faktycznie i tym razem zwierząt było bardzo dużo. Chodziłyśmy z córką dookoła, patrzyłyśmy na psy, skubałyśmy mlecze, trochę się przy tym pobrudziłyśmy, ale była zadowolona.
Przy jednym z domów dwa małe psy zaczęły gwałtownie szczekać. Zatrzymałam córkę z dala (w odległości 6-7 metrów od domu) i spokojnie zaczęłam odsuwać ją na bok, więc nie było żadnych gwałtownych ruchów czy histerii.
I wtedy z domu wybiegła kobieta w sędziwym już wieku i zaczęła głośno krzyczeć, że jestem szaloną matką, że mamy zostać w domu i nie możemy w ten sposób spacerować, bo przeszkadzamy jej pieskowi!
Wykrzykiwała, że przez takie jak my, sąsiedzi skarżą się na jej psy. Ciekawe, czy to wina każdego przechodzącego…
Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że moje dziecko jest grzeczne i w przeciwieństwie do jej psów nie przeszkadza nikomu (psom też). Kobieta, słysząc to, wpadła w furię.
Zaczęła grozić, że zadzwoni na policję (zastanawiam się na jakiej podstawie, skoro tylko chodzimy w miejscu publicznym, nie podchodzimy do jej domu i niczego nie naruszamy).
Potem podniosła kamień i rzuciła nim w nas, krzycząc, że jestem matką wariatką. Zaproponowałam, żebyśmy zaczekali na policję, bo całą scenę obserwowało jeszcze kilka osób z dziećmi, ale ona rzuciła we mnie kolejnym kamieniem.
Oczywiście, w końcu odeszłam, a ci, którzy przechodzili obok – no cóż… stwierdzali pewnie – po co prowokować chorą starszą kobietę. Poczułam żal, a na sercu pozostało nieprzyjemne rozczarowanie. Ta kobieta mogłaby mnie nawet ukamienować, a nikt by nie zareagował.
Podobno z tego powodu wszyscy inni rodzice chodzą teraz na place zabaw, bo żadne z nich nie chce oberwać kamieniem w oko.
Oczywiście widziałam podobne filmiki w Internecie i czytałam o tym, ale nie sądziłam, że spotkam się z tym na własnej skórze.
A Wy mieliście takie przypadki?