Dawno temu, 17 lat wstecz, wybrałam się z przyjaciółmi w podróż służbową do sąsiedniego miasta (pierwszego miasta w tej historii). Pewnego wieczoru spacerowaliśmy po okolicy, rozglądaliśmy się, aż tu nagle podchodzi do mnie jakiś mężczyzna i proponuje mi zapoznanie się. Wydawał mi się chory psychicznie.
Odmawiam, on nalega, w końcu popycham go i odchodzę. Śmiałyśmy się z dziewczynami i zapomniałyśmy o tym.
Minęły kolejne trzy lata, czyli 14 lat temu. Studia. Czas obrony dyplomu na uniwersytecie (drugie miasto tej historii). Codziennie jeżdżę na uczelnię tramwajem o tej samej porze i w ciągu tygodnia widzę śpiącego mężczyznę.
I codziennie umieram z zazdrości, że on wcześniej zajął miejsce i śpi, a ja stoję. Kto pisał dyplom w nocy, ten zrozumie głębię mojego cierpienia.
Minęło już sześć miesięcy. 13 lat temu. Dostałam awans, jadę w podróż służbową, aby reprezentować wyniki pracy przed zarządem.
W drodze powrotnej mój przyjaciel odprowadził mnie na stację. Dawno się nie widzieliśmy, pogadaliśmy sobie, zapomnieliśmy o czasie i nagle zostałam prawie powalona czyjąś wielką torbą. Odwracam się, ale nie mam czasu, aby życzyć szczęścia i powodzenia, człowiek pędzi jak szalony, a ja nagle zdaję sobie sprawę, że mam niewiele czasu.
Wskakuję do pociągu, jestem już prawie w środku przedziału. Próbuję znaleźć miejsce, wiec siadam obok innego pasażera. Znów jestem zdziwiona, bo mimo że pociąg jest prawie pusty, to jest tam człowiek, który chwilę wcześniej prawie mnie przewrócił.
Czytał książkę, spojrzałam – mam tę samą, ale drugą część. W rezultacie zaczęliśmy rozmawiać i znaleźliśmy wiele wspólnego. Wymieniliśmy się numerami.
On wysiadł na swojej stacji, a ja pojechałam dalej, do swojego miasta. Dzień później telefon rozgrzał się do czerwoności, a miesiąc później przyjechał do mnie ze swoimi rzeczami. Dwa miesiące później oświadczył mi się.
Rok później w gronie przyjaciół opowiadaliśmy zabawne historie o znajomych i opowiedziałam mu o moim pierwszym wypadku podczas podróży służbowej.
Mój mąż podejrzliwie spojrzał na mnie i zapytał: – Miałaś brązowy kożuszek i śmieszne różowe kozaczki? I byłaś z trzema koleżankami? Czy to było przed takim ogromnym sklepem? Ja zszokowana milczę, a one mówią: – Tak, tak było!
W każdym razie wtedy, podczas pierwszego wyjazdu, wdałam się w przepychanki z nikim innym, jak z moim przyszłym mężem.
A później okazało się, że ten śpiący w tramwaju mężczyzna, to też on.
Życie sprowokowało nas do przypadkowego spotkania i wysłało do tych samych miast. Mój mąż do dziś się śmieje, że od niego nie ucieknę – los nas znowu połączy, nieważne gdzie będziemy.