– Nie planuję mieszkać z rodzicami – to zdanie wypowiedział mój brat Maks jakiś czas temu, gdy miał 25 lat. I kontynuował: – Ale też nie będę mieszkał wiecznie w wynajętym pokoju. Muszę kupić sobie własne mieszkanie.
Ja i moi rodzice mieliśmy trzypokojowe mieszkanie, w którym każdy z nas miał udział. Miałam 26 lat i wkrótce zamierzałam wyjść za mąż. Aby dokonać podziału dla mojego brata, musiałam zaciągnąć kredyt i przekazać mu jego udział w gotówce.
Jednocześnie Maks zgodził się, żeby reszta udziału moich rodziców przypadła mnie: kto się opiekuje rodzicami, ten dziedziczy.
– Mam najlepszego zięcia na świecie – mawia moja mama o moim mężu.
Tak, ja i mój mąż mieszkamy razem z moimi rodzicami, mamy wystarczająco dużo miejsca, żyjemy spokojnie. Urodziła nam się córka, po 8 miesiącach poszłam do pracy, a moja mama zgodziła się zająć wnuczką. Wszystkie sprawy finansowe były całkowicie po stronie mojego męża i mnie.
Rok po mnie rodzinę założył mój brat. Nasze relacje z jego żoną były neutralne. Staraliśmy się nie mieć konfliktów, ale nie udało nam się też zaprzyjaźnić. Sylwia i Maks mieli syna, który był o rok i 4 miesiące młodszy od naszej córki.
– Przez całe lato będziemy zabierać Alicję ze sobą na działkę letniskową – powiedziała moja mama, kiedy Alicja miała półtora roku. – Mieszkanie wymaga remontu, więc będziecie mieli dużo pracy.
Na działce nie było nic specjalnego: kilka krzewów jagodowych, porzeczkowych, parę jabłoni, rabata kwiatów i ulubione klomby teściowej. Można było spokojnie zajmować się dzieckiem.
– Wprowadzamy się do Waszego mieszkania. – Sylwia zadzwoniła do swojej teściowej, a mojej mamy, na początku lipca. – Mamy na to 2 tygodnie. Chcą odciąć nam ciepłą wodę, jak będę żyła z 2-miesięcznym dzieckiem? Za godzinę przyjedziemy z rzeczami. Wy i tak jesteście na działce, więc pokój jest wolny.
– Sylwia – zaczęła moja mama – dlaczego nie uprzedziłaś wcześniej? Mieszkanie jest w remoncie! Nie możesz przyjechać za godzinę, powinnaś była to uzgodnić z nami…
– Jesteś babcią dla swojego wnuczka! – To siostrze mojego męża pomagasz od pieluch, jesteś wciąż zajęta, a to przecież też jest Twój rodzony wnuk, dziecko ma 2 miesiące, nawet samo się nie umyje, nie dbasz o to?
Powiedziała kilka nieprzyjemnych słów i rozłączyła się. A Maks nie pomyślał nawet, by przeprosić za żonę, przecież czymże byli winni jego matka i ojciec? To oczywiste, że remonty są wykonywane w mieszkaniach i nikt też nie musi mieć proroczych snów, że Sylwia będzie musiała przenieść się do miejsca, gdzie ciepła woda płynie z kranu.
– Było, minęło – podsumowała matka. – Nie rozpamiętujemy kłótni.
Jakimś cudem mój bratanek przeżył bez ciepłej wody. Fakt, że Sylwia urodziła dziecko, zaczął być nam wszystkim od czasu do czasu przedstawiany jako wyczyn, jako osiągnięcie. Ale i ta historia w końcu poszła w zapomnienie.
– Mnie nie jesteście niczego winni! Jestem dla Was obca, ale zawdzięczacie mi swojego wnuka! Jesteście jemu coś winni. Nie mówię nawet o spadku i mieszkaniu. Mam dziecko, które jest stale chore, a nie ma z nim nikogo w szpitalu. O dziecko córki się martwicie, a moje dziecko jest wyrzutkiem?
Sylwia oddała małego Artura do żłobka w wieku 2 lat. Chłopiec często chorował, a jego matka dostawała grosze na zwolnieniach lekarskich. Moja mama właśnie wtedy złamała rękę. Prawą rękę miała w gipsie, nie mogła więc zajmować się wnukiem.
– Dobrze – powiedział ojciec – przyprowadź Artura do nas, ja i tak jestem na emeryturze, będę opiekował się nim.
I się zaczęło…
– Dlaczego dałeś Arturkowi ciasteczko? – Sylwia rzuciła się na teścia. – To jest szkodliwe dla niego – słodkie i mączne! A gdzie jest chłopiec? Śpi?! Trzeba było położyć go do łóżka dopiero za godzinę. Oczywiście, dziadek chciał mieć drzemkę dla siebie, dlatego harmonogram dziecka ignoruje.
– Dość tego – powiedział ojciec po kilku miesiącach regularnych „przyjazdów” synowej. – Nie podoba mi się to, opiekuj się synem sama.
Było to zrozumiałe, prawda? Ale Sylwia nie zadzwoniła do teścia przez pół roku: była urażona. Dopiero pod koniec wiosny ubiegłego roku jej brat i żona postanowili pogodzić się z rodzicami.
– Mam urlop w czerwcu – powiedziała do mojej matki Sylwia. – Czy mogę zatrzymać się z synem na Twojej działce? Na świeżym powietrzu? Twój wnuk potrzebuje tego tak samo jak Alicja. A w lipcu z nim w domku będzie Maks. Gdybyś jeszcze mogła zająć się swoim wnukiem w sierpniu, to bylibyśmy wdzięczni. Dlaczego tylko Alicja ma spędzać lato na łonie natury? I Arturek byłby trochę silniejszy, a teraz ma tylko zwolnienie lekarskie – kto ma siedzieć z chłopcem? Nie ma komu.
Mama nie mogła odmówić. Na początku czerwca Sylwia i jej syn zajęli jeden z pokoi.
– Arturek – zwróciła uwagę moja mama. – Nie trzeba rzucać piasku na ławkę!
Chłopiec miał 2,5 roku, w tym czasie dzieci już rozumieją co można, a czego nie. Można i należy im tłumaczyć, że nie zrywa się kwiatów i nie depta klombów, że nie można też jeść zielonych porzeczek. Rodzice powinni obserwować, co robi ich dziecko.
– A kogo to obchodzi – prychnęła Sylwia, która słyszała, jak jej matka próbuje wytłumaczyć dziecku zasady i reguły panujące w naszej rodzinie. – To tylko dziecko. Jest ciekawy wszystkiego, dopiero uczy się poznawać świat. Co z tego, że zerwał kwiat, czy to szkoda? A od piasku na ławce jeszcze nikt nie umarł!
Sylwia zdenerwowana weszła do środka, zostawiając chłopca w ogrodzie.
Ja i mój mąż dopiero co przyjechaliśmy na weekend, ale żadne z rodziców Artura nie pofatygowało się, żeby posprzątać piasek. Matka Artura nie pozbierała wyrwanych kwiatów, ani też nie naprawiła podeptanych grządek.
– Nie idź tam – matka wzięła wnuka za rękę, starając się nie dopuścić go do płotu sąsiada. – Tam jest duży pies, może się zezłościć.
Artur kapryśnie zażądał, żeby iść tam, gdzie on idzie. Na ponowny pisk dziecka, Sylwia wyszła i zaczęła oskarżać mamę, że przesadza z zakazami dla jej syna.
– Czy mam go puścić do psa, żeby go ugryzł?
– Ale co to za drakońskie środki w stosunku do mojego syna?! Tego nie wolno, tego nie wolno! Co to za odpoczynek?!
– Mama starała się przybliżyć synowej o co jej chodzi. – Musisz przestrzegać zasad domu, który odwiedzasz. Trzeba się jakoś dostosować, zwłaszcza że nie wymagamy niczego nadprzyrodzonego, tylko przestrzegania normalnych zasad przyzwoitości.
– A tak – pstryknęła Sylwia – jesteśmy tu gośćmi! Tylko Alicja jest tu w domu. A ja i Artur?! Nie rozumiem… To już na starość czy zawsze miałaś taki charakter? Zresztą, teściowa to teściowa.
Sylwia zadzwoniła do swojego męża, nie wiem, co mu powiedziała. Maks przyjechał tego samego wieczoru, po cichu zabrał żonę, syna i ich rzeczy, i zawiózł do miasta.
Od roku mój brat nie ma kontaktu ani ze mną, ani z własnymi rodzicami. On i Sylwia zablokowali nas wszędzie i usunęli nas z wszystkich serwisów społecznościowych. Byli urażeni.