Sześć lat temu przenieśliśmy się na podmiejskie osiedle i po raz pierwszy zaczęli nas odwiedzać znajomi. A wśród nich Aleks, przyjaciel mojego męża, z żoną Nadią. Wkrótce to małżeństwo, wraz z dwoma synami, stało się naszymi sąsiadami. Mieszkamy na tej samej ulicy.
Ich synowie są dorośli i bardzo od siebie różni. Najstarszy syn, który ma prawie 30 lat, wraca z pracy prosto do domu. Pomaga swoim rodzicom we wszystkim. Młodszy jest lekkodusznym chłopcem, mieszkał kiedyś u nas gościnnie.
Miał dziewczynę, która chciała z nim zamieszkać. Nadia nie martwiła się: jej syn ma tylko 25 lat, ile jeszcze będzie takich dziewczyn…
Znasz przysłowie: wyszło szydło z worka? Okazało się, że młodszy syn, Jurek, wpłacił do administracji osiedla kaucję w wysokości 50 tysięcy za ostatnie, wolne mieszkanie na naszej ulicy. Jego mama dowiedziała się o tym z listu, który został wrzucony do skrzynki pocztowej.
W imieniu syna otworzyła. A w nim była decyzja w sprawie mieszkań. To nie tak, że ta nowa dziewczyna „ograbiała” swojego ciężko pracującego chłopaka, bo przecież Jurek dysponował swoimi oszczędnościami. Tylko dlaczego tak się nimi posługiwał, nie informując ojca i matki?
Jurek nie próbował tego odkręcać. Ogłosił tylko, że postanowił się ożenić. Oświadczył się już Tamarze, tej samej dziewczynie, a teraz martwi się, że ona od dawna waha się nad ich związkiem.
Nadia zrozumiała to i nie denerwowała się: jej syn będzie żył jak na dłoni, prawie naprzeciwko. Nawet rzucił sentymentalną frazę o hipotetycznym wnuczku, który sam może biegać do babci na obiad.
Tamara mimo niepewności zdecydowała się wyjść za Jurka. Złożyli wniosek o ślub i Nadia z niecierpliwością opowiadała o zapoznaniu się z przyszłą synową i jej krewnymi: nadszedł czas, aby omówić, gdzie i jak urządzić wesele.
Nie było czasu na kłótnie o pieniądze – musieli wykupić i urządzić mieszkanie, które zapewnił im Jurek, ale na pewno Tamara marzyła o tym, żeby włożyć białą suknię i wypuszczać w niebo gołębie.
Jurek odkładał przyprowadzenie panny młodej do swojej rodziny. W pewnym momencie stwierdził nawet, że żadnego ślubu nie będzie.
Powiedział, że dziewczyna miała już jednego i on jej nie chce.
– Słucham?! – Nadia spontanicznie weszła w rolę obrażonej matki nieinteligentnego syna. Zdenerwowała się i bardzo się rozzłościła. Nawet ojciec stuknął Jurka w czoło:
– Nie miałeś dość rozumu, by schować dumę do kieszeni?
Jurek wiedział, że więcej informacji jest zbędnych, ale były okoliczności, a raczej cała trójka, których nie dało się ukryć. I bez względu na to, jak bardzo ich ujawnienie by się opóźniało, wychodziły.
Jurek przywiózł swoją Tamarę do rodziców dwa tygodnie przed ślubem. A ona wydawała się Nadii dobrze doświadczona przez życie. Nie czuć było od niej alkoholu, ale w oczach Tamary było tyle doświadczenia, że starczyłoby go dla trzech kobiet.
Nie rumieniła się nieśmiało, nie starała się przypodobać.
Przyszedł czas na odwiedziny rodziców w domu Nadii i Jurka. Nadia chodziła po domu przyszłej synowej i nie siadając przy stole, chciała z Jurkiem obejrzeć jego nowe gniazdo. Poszli. Prywatne mieszkanie Tamary zostało już wynajęte, a ona chodziła po nowych podłogach jako gospodyni.
Nadia dopiero później zorientowała się, że syn nie ma żadnych praw do tej nieruchomości, ponieważ została ona zakupiona przez Tamarę przed ich ślubem. Nieważne, że teściowie wydali z własnej kieszeni przyzwoitą sumę pieniędzy na wyposażenie i remonty.
Podczas zwiedzania, Nadia nie zachwyciła się pomysłem Tamary, aby podzielić piętro na mniejsze pokoje.
– Czy nie lepiej byłoby zrobić duży pokój – dla przyszłego dziecka i porządną sypialnię dla siebie? – mówiła.
Tamara parsknęła śmiechem, zerknęła na Jurka i wydała z siebie:
– No właśnie, dlaczego na przyszłość? Nie jestem w ciąży, ale mam dziecko. Ojciec Jurka spojrzał na niego, a matka chwyciła się za serce: to dlatego panna młoda wydawała się taka „stara”! Nastrój nie pozwolił im wrócić do stołu.
Zbyt wiele ciężkich myśli kłębiło się w głowie Nadii, by się opamiętała. A jakżeby inaczej – tajemnice wyskakiwały ze wszystkich szczelin. Trójka dzieci, a przyszła żona starsza o trzy lata! Kobieta miała nadzieję przemówić synowi do rozsądku, ale ten, jak byk na smyczy, chodził za Tamarką po mieście.
Już niedługo nastąpiło uroczyste wejście młodego małżeństwa do nowego mieszkania. Nadia obrażona na syna nie dała ani grosza za meble.
Oszczędzając matkę, Jurek, w dniu poznania, zdążył uszczypnąć Tamarę, gdy ta oznajmiła liczbę swoich dzieci.
Tak, taka bogata synowa (dzieci to też bogactwo). Za nią dwa małżeństwa i trzech synów. Najstarszy ma 7 lat, najmłodsze mają 4 i 5 lat.
Żałośnie było na nią patrzeć. Sąsiedzi zachęcali ją idiotycznymi frazesami typu: „Nie ma co czekać na wnuki”.
Przyjechała do mnie Nadia, żeby wypić za smutek. Wypiłyśmy po drinku. Nadia czekała, aż wypowiem właściwe słowo. A ja najpierw podniosłam motyw przewodni:
– I co się właściwie stało? Tak, trzy „wnuki”, ale syn jest szczęśliwy. Czyż nie to jest głównym szczęściem matki?
Nadia spojrzała na mnie niemiło, a ja nalałam sobie drugiego drinka, zmieniając kierunek:
– Tak, Nadia. Po takich wiadomościach nie da się żyć. I nie pomaga to, że są tam, za swoim płotem. Serce matki gnije. Pozostaje mieć nadzieję, że Tamara w zanadrzu nie ma jeszcze kilkorga dzieci…
Nadia otarła łzę, ale i roześmiała się, prosząc mnie o poważne zastanowienie się i postawienie się w jej sytuacji.
Odmówiłam tego – słowa są materialne, a do takich sytuacji umysł matki nie jest przystosowany. Nie jestem zdolna, by stawiać się na jej miejscu. Nie mam tyle dobroci i szlachetności by być szczęśliwą babcią dla kilku dzieci na raz – jeszcze obcych.
Sugerowałam jej akceptować i znosić tę sytuację. Jej syn żyje i ma się dobrze, i nawet nie wygląda na nieszczęśliwego.
Choć dość silna jest wątpliwość, że po odebraniu ojcom ich potomstwa, Tamara będzie i z Jurkiem aż do grobu. Dzieci nie noszą nazwiska Jurka, w razie potrzeby zostaną z nią.
A on wróci pod skrzydła matki, mądrzejszy. Pieniądze są wydawane, więc za inteligencję też trzeba płacić. W międzyczasie Nadia musi żyć ze swoimi zmartwieniami. I niech nie zapomina być trochę wredną teściową.
Po wypiciu trunku, poszłyśmy w swoją stronę. Od tamtej rozmowy minęły dwa lata. Nadia żyje na karuzeli emocji. Pewnego razu zgodziła się, by dzieci Tamary zostały u niej na kilka godzin. Posadziła ich w salonie z kartkami białego papieru i flamastrami. Nakazała najstarszemu, żeby ich pilnował. Z najlepszymi intencjami zabrała się do pieczenia ciast.
Gdy skończyła, dostała rysunek z wywieszonymi językami, a najstarszy wnuk nazwał Nadię Babą -Jagą. Nie z przekory. Nadia jest niepełnosprawna i chodzi o lasce, choć nie jest w wieku emerytalnym.
Oddała chłopców matce i zabroniła ich wpuszczać do swojego domu. Jurek jest szczęśliwy, a Tamara niech wychowuje rozpieszczone i pyskate dzieci.
Nie widać, co się dzieje za płotem, ale słychać to na całej ulicy. Wszyscy wiedzą, kto jest winny. Jurek też wie. Na przykład, nie zarabia wystarczająco dużo pieniędzy. On się męczy i nie spełnia swojej roli ojca i męża jak należy.
Ale można też usłyszeć śmiech dzieci pluskających się w basenie. I jest dużo dymu z grilla. Trzy miesiące temu do głosów chłopców dołączył płacz dziecka. To znowu chłopiec.
Podobno jest to zwyczaj Tamarki – brać od każdego nowego męża coś, co nigdy nie zostanie jej odebrane. Nadia idzie do wnuka, ale jeszcze nie zdecydowała, czy go pocałować, czy „przykryć” obojętnością.
To proste, oczywiście, ma stempel „zła teściowa” na czole, ale to prawda, jeśli spojrzeć na sytuację z zewnątrz. Obserwujący szlachetność i dobroć, myślą, że jest podana tak łatwo.
I tak jak w tej historii, kto wie, w kogo się zmienisz i jak zareagujesz. Co o tym sądzisz?
Dziękuję za przeczytanie.