Stoimy przy domu gęsto porośniętym pokrzywami, z oknami zabitymi krzyżem…. Kiedyś dom był solidny i zadbany…a i rodzina mieszkała w nim silna.
Co jest dziwnego? Rodzina bardzo chciała mieć dużo dzieci. A kiedy pojawiły się dzieci, rodzina się rozpadła…Czyż to nie dziwne?
Mieszkaliśmy z Natalią okno w okno… byliśmy w tym samym wieku. Ale to nie było dziwne. W zaskakujący sposób okazało się, że byłyśmy imienniczkami. Dzięki temu zbiegowi okoliczności dowiedziałam się o tragedii rodziny.
– Idź za mnie do neurologa, musisz tylko podpisać się na karcie.- poprosiła mnie sąsiadka.
Czemuż miałam odmówić? Następnie zaszłam w ciążę i dumnie chodziłam do lekarza z uśmiechem na ustach.
I wtedy lekarz, po przestudiowaniu wyników badań, zapytał:
– To na pewno ty?
Na potwierdzenie chętnie pokazałam dowód. Pokręcił głową:
– Masz niepłodność drugiego stopnia.
Ależ jaką niepłodność, jeśli brzuch już jest ogromny?
Jak się okazało lekarz pomylił mnie z sąsiadką, właśnie wtedy przeszył mnie ogromny ból. Zawsze wydawało mi się, że sąsiadka jest idealną matką i żoną. W jej domu zawsze panował porządek. Ogród był zadbany bardziej niż u kogokolwiek innego, a w domu zasłony były bielsze niż białe…Każda rzecz miała swoje miejsce.
Ogród, mąż, gospodarstwo, przepisy, robótki ręczne… – to niewielki krąg jej zainteresowań. To tak, jakby nie miała ochoty uciekać na imprezy, słuchać muzyki, wyjeżdżać do miasta, na jakiś festiwal, koncert, spektakl, kupić sobie modną rzecz. Całe jej życie skupiało się wokół domu.
Natalia nie bała się wsi, była dumna z pomidorów, ciast, nudy, masła, kwaśnej śmietany, zadbanego bydła, nie chciała pracy ani kariery, nie pochlebiła jej uwaga mężczyzn. Tak, to mi się w niej spodobało! Zachowała się wraz z mężem bez tej wiecznej szczęśliwej gry, bez śmiechu i wygłupów, nagłych uścisków na ludziach, głupich słów … Kochali się po prostu, prosto i zwyczajnie, pomimo, że mąż był od niej o wiele starszy.
Zazdrościłem jej umiejętności bycia kochanką, żoną, poważną kobietą. Starałam się uczyć od niej, ale …nie nauczyłam się do tej pory.
O brak dzieci Jurek obwiniał właśnie żonę. Twierdził, że stracił czas, a kiedy uzbierał pieniądze na leczenie i zabiegi, Natalia stwierdziła, że jest już za późno i lepiej kupić samochód. Sama chciała adoptować dziecko. Ja zawsze stałam w jej obronie. Była dla mnie mentorem, surowym wychowawcą i nauczycielem życia. Zawsze czułam się dziesięć lat młodsza niż moja rówieśniczka.
Kiedy lekarze ostatecznie wydali wyrok. Jurek i Natalia postanowili zaadoptować dziecko. Chcieli wziąć sześcioletnią dziewczynkę, bardzo podobną do samej Natalii, ale do siostry dołączył 13-letni brat … Pamiętam go – ślicznego blondyneczka. Rozmawialiśmy z nim o różnych bzdurach – muzyce, sporcie, wydarzeniach i sytuacjach.
Chłopiec z chęcią bawił się, słuchał muzyki, czytał książki i czasopisma. Ja mu nieco współczułam. Wiedziałam, że ciężkie dzieciństwo na zawsze odcisnęło piętno na jego życiu. Pochodził z biednej rodziny, gdzie musiał pracować w domu od najmłodszych lat.
Dzieci pracowały dużo, Nadia w wieku sześciu lat pasła gęsi, karmiła kurczaki, zamiatała dom. Michał pilnował bydła, czyścił dziedzińce, pomagał w koszeniu. Moje rodzime dzieci robiły to samo. Tylko moje po prostu dorastały w tej atmosferze. Nie mieli dość zapachu obornika, ponieważ znali go od dziecka.
Nie chodziło nawet o pracę, trzeba było się do niej przyzwyczaić w jakiś inny sposób. Wiem, że to nie jest sprawiedliwe w stosunku do sąsiadki, bo zawsze uważałam ją za wzór, jednak w pewnym momencie zaczęłam zauważać, że jej syn, Michał zaczął zachowywać się niestosownie.
Słuchał niewłaściwej muzyki, stał się coraz bardziej leniwy, zgarbiony, posmutniały, a jego oceny w szkole również się pogorszyły. Pewnego dnia zwróciłam uwagę Natalii o zachowaniu syna, a ona obraziła się i stwierdziła:
– Jakbyś miała tyle pracy też byś tego nie zauważyła.
Na tym zakończyła się nasza przyjaźń. Natalia nie wybaczyła mi próby ochrony Michała.
W tym domu porządek zawsze był podnoszony do rangi pewnego ideału. A Michała ten porządek złamał. I nie wpasował się pod wymagania rodziny. Skończyło się na tym, że uciekł z domu.
Jurek przybiegł wtedy do męża z przekrzywioną twarzą:
– Pomóż szukać, żeby nie wpadł na pomysł żeby coś sobie zrobić! Tyle lasów dookoła!
Ale Michał nie uciekł do lasu, a wrócił do sierocińca. Wrócił sam, zatrzymując samochody, które jechały w tym kierunku.
Miał dość bycia najgorszym. Nigdy więcej nie poszedł nawet do żadnej innej rodziny zastępczej, mimo, że chciano go niejednokrotnie adoptować. Przez jakiś czas Natalia z mężem odwiedzała go, jednak później poprosił, aby tego nie robili. Prawdopodobnie nie chciał, aby ktokolwiek przypominał mu o poprzednim życiu w rodzinie, że nigdy nie został rodziną. A może bał się wrócić do wioski?
Nadia zapuściła w wiosce korzenie. Dlaczego jej nie zabrali? Nie wiem. Ale bez Michała ich rodzina stała się jakoś bardziej stabilna… dopóki Nadia nie osiągnęła wieku dojrzewania…i wszystko zaczęło się od nowa. Skandale, kłótnie, spory … Jurek domagał się surowej dyscypliny.
A dziewczyna uciekła na taniec, malowała się, całowała z chłopcami, dostawała dwójki, zaczęła pić. Chociaż to właśnie Nadia obudziła w Natalii instynkt macierzyński. Kobieta chroniła adoptowaną córkę przed wszystkimi przeciwnościami. Gdy Jurek krzyczał na córkę, była gotowa pójść za nią w ogień.
Życie z Jurkiem zupełnie się nie układało. W końcu Natalia i Nadia odeszły, sprzedały dom za marne grosze i przeprowadziły się do sąsiedniej wioski.
Widziałam Natalię w szpitalu, kiedy siedziałam i czekałam na córkę.
– Widzisz, a babcią byłam przed tobą! – powiedziała, dosłownie promieniując szczęściem i pokazując czteroletni cud w różowej panamce.
Nie wiedziałam, kiedy Nadia urodziła dziecko, ale zdałem sobie sprawę, że wnuk jest całkowicie pod opieką babci. Nadia uczy się i „bez jednej trójki” a ojciec dziecka — „po co nam faceci, bez nich łatwiej”
– Raz jest, raz go nie ma. Same zmartwienia nam przynosi. Syn Nadii pójdzie teraz do pierwszej klasy. Miły chłopak, mama bardzo go kocha.
Historia ta jest jedyną na kilkadziesiąt szczęśliwych historii rodzin. Może dlatego często wracam do niej w myślach.
Jedno jest pewne, każdy, kto dał dziecku schronienie w niekorzystnej sytuacji, rodzinę i co najważniejsze, miłość, powinien postawić pomniki za życia. Wiesz, pomniki w kształcie ogromnego serca. Bo tylko ogromne serce jest w stanie przyjąć kogoś innego jako swojego ze wszystkimi problemami, ranami i trudną dziedzicznością.