Po pięciu latach wyprowadziliśmy się do nowego, wymarzonego mieszkania, mieliśmy już z mężem dwójkę dzieci. Zanim to jednak nastąpiło, cała rodzina była stłoczona w maleńkiej, jednopokojowej klitce. Naturalnie, bardzo chcieliśmy zamienić naszą małą kawalerkę na coś większego, ale wcześniej to było tylko nasze marzenie.
Po jakimś czasie, dowiedzieliśmy się z mężem, że będziemy mieli trzecie dziecko, musieliśmy nasze marzenia przekształcić w bardziej realne plany i poważnie zacząć myśleć o zmianie mieszkania. Jedyną możliwością uzyskania większego lokalu mieszkalnego była sprzedaż kawalerki i dołożenie naszych oszczędności, które udało nam się uzbierać z zasiłku macierzyńskiego. Wtedy moglibyśmy kupić trzypokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta, tam były one tańsze.
Nasze plany powiodły się i po sprzedaży małego mieszkanka, kupiliśmy w starej kamienicy duży lokal z trzema pokojami. Był on dosyć ładnie wyremontowany, więc nie musieliśmy wkładać tam dodatkowej pracy, wystarczyło tylko wstawić meble.
Cieszyliśmy się nowym zakupem i wydawało by się, że nic nas już nie zaskoczy, ale nasze szczęście przyćmił fakt, że sąsiedzi z wyższych pięter zawiązali przeciwko nam koalicję i chcieli pokazać, że to oni rządzą budynkiem.
Ciągle nękano nas różnego rodzaju pretensjami i skargami.
– Dlaczego tak długo trzymacie otwarte drzwi w korytarzu, przecież jest zimno.
– Wnosimy nasze rzeczy do nowego mieszkania, więc zrozumiałe że trzymamy je otwarte przez jakiś czas.
– Dlaczego parkujesz swój samochód pod moimi oknami?
– Postawiłem samochód pod swoimi oknami, ponieważ mieszkam na parterze, a Twoje okna są nade mną, nic nie mogę na to poradzić.
Kolejna skarga wytrąciła mnie z równowagi.
– Kiedy Twoje dzieci wracają z przedszkola do domu, biegają jak szalone. Przeszkadzają mi! Puszczaj im jakieś kreskówki, kiedy siedzą w domu albo daj inne zajęcia, żeby tak nie biegały.
– Jak nasze dzieci mogą Ci przeszkadzać, skoro mieszkasz nad nami?- powiedziałem.
Moja cierpliwość się już skończyła, kiedy sąsiedzi postanowili urządzić awanturę mojej ciężarnej żonie, która miała urodzić za miesiąc.
Przyszli po południu, kiedy była sama, mnie nie było w domu. Panie zaczęły krzyczeć i narzekać.
– Dlaczego przyszliście tutaj mieszkać i tylko zakłócacie nam spokój?
– Jaki jest powód, że rozwijające się młode małżeństwo wybrało stare budownictwo, gdzie mieszkają sami starsi ludzie?
– Kiedy Twój mąż wyszedł na papierosa, wpuścił kogoś obcego. Człowiek ten chodził od drzwi do drzwi, oferując kupno kluczy do domofonu.
– Mój małżonek nie pali, musieliście go z kimś pomylić. Po za tym gdyby mężczyzna sprzedawał klucze do domofonu, mógłby sam otworzyć drzwi w przejściu – stwierdziłam.
Kiedy wróciłem do domu i dowiedziałam się od żony, co się stało, postanowiłem iść do sąsiadów i wyjaśniłem im, w dość niegrzeczny sposób, że nie powinni już tego robić…
Po tym incydencie staraliśmy się żyć w zgodzie z sąsiadami, chociaż oni i tak do końca nas nie zaakceptowali. Wyraźnie nie przypadliśmy tym ludziom do gustu, może dlatego że mieliśmy małe dzieci a ja spodziewałam się jeszcze jednego? Chcieli mieć po prostu spokój, ale czy można tak traktować ludzi jak intruzów? Zamiast przywitać się grzecznie i żyć jak jedna, wielka rodzina. Niestety nie było nam dane mieć dobrych sąsiadów, może jeszcze kiedyś się to zmieni.