– Zmusiła mnie do rozwodu i obiecała pomóc. Co teraz? Mówi, że jestem już dorosła i sama mam rozwiązać swoje problemy! – płacze Kasia.
Kasia ma 27 lat i czteroletnią córkę. Jej matka ma ma 50 lat i mieszka sama w trzypokojowym mieszkaniu. Ojciec Kasi zapił się na śmierć i nie zostawił im nic w spadku.
Kobieta pięć lat temu wyszła za mąż za bogatego mężczyznę. Mama wciąż nie mogła się nacieszyć tym, że jej zięć jest bogaty – córka miała mieć wszystko na gotowe. Mieszkanie, samochód, praca – ogólnie godny pozazdroszczenia pan młody.
Przed narodzinami córki młoda rodzina żyła dobrze, ale potem mąż zdecydował, że nie jest gotowy na bycie ojcem. W żaden sposób nie pomagał swojej żonie, po pracy siadał do komputera lub oglądał piłkę nożną. Od Kasi żądał idealnego porządku i świeżo przygotowanego jedzenia. W żaden sposób nie interesował go fakt, że małe dziecko potrzebuje uwagi.
– Moja córka była bardzo kapryśna od urodzenia. Cały dzień spędzała w moich ramionach. Mama pracowała, mogła przyjechać tylko na weekend, a teściowa od razu powiedziała nam, żebyśmy nie liczyli na jej pomoc. Udzielała mi tylko rad – wzdychała Kasia.
Konflikty między małżonkami pojawiały się coraz częściej. Mąż przestał nocować w domu. Powiedział żonie, że sypia u rodziców, ale czy to była prawda?
– Kiedyś moja mama była świadkiem naszej kłótni i stanowczo powiedziała: „Rozwód!”. Właściwie to nie czułam jedności z moim mężem, sama wychowywałam córkę, on tylko nas utrzymywał. Mama zapewniła mnie, że w każdej chwili mogę wrócić do domu, a ona pomoże mi wychować dziecko – powiedziała Kasia.
Kobieta nie odważyła się od razu rozwieść, ale po sześciu miesiącach zdała sobie sprawę, że nie ma sensu ratować tego małżeństwa. Spakowała swoje rzeczy i pojechała do matki.
– Na początku wszystko było naprawdę normalne. Mama nawet pomogła finansowo. Teściowie nie myśleli o swojej wnuczce, mówili, że nie prosili o poród. Były mąż płacił groszowe alimenty, ponieważ spora część jego zarobków była nieoficjalna. Bez pomocy mojej matki nie poradziłabym sobie – wzdychała młoda matka.
Kasia, na znak wdzięczności mamie, przejęła wszystkie prace domowe. A rok później poszła do pracy – wysłała córkę do żłobka. Jednak ciągłe zwolnienia chorobowe przyczyniły się do tego, że jej pensja była minimalna. Nie było sensu marzyć o własnym mieszkaniu z taką pracą. Kasia niecierpliwie czekała aż córka przestanie chorować, ale potem jej matka ją oszukała…
W jaki sposób? Zapowiedziała, że wychodzi za mąż. Pojechała do sanatorium, gdzie spotkała mężczyznę, który się jej oświadczył. Oczywiście sprawa mieszkania od razu stała się jasna. Mama poprosiła Kasię o wyprowadzkę, ponieważ jej mężczyzna wkrótce miał się do niej przeprowadzić. Nawet nie rozważała mieszkania z córką i wnuczką.
Nieruchomość należy do jej matki, Kasia nie ma prawa do mieszkania. Powinna coś wynająć? Ale to wymaga wielu pieniędzy. Nie ma sensu rozmawiać z byłym mężem, ma już inną rodzinę. Pensja Kasi ledwo wystarcza na wynajęcie pokoju w akademiku, a z czego żyć?
– Gdyby nie moja mama, być może nie odważyłabym się na rozwód. Przeszlibyśmy trudny okres, przyzwyczailibyśmy się do siebie. A tak? Skłoniła mnie do tego, a potem zaaranżowała swoje szczęście i mnie porzuciła – płacze.
Jak myślicie, kto ma rację w tej sytuacji? Czy matka powinna utrzymywać córkę przez resztę jej lat, czy nie? Co Katarzyna powinna zrobić?