Nasz syn uznał, że jesteśmy złymi rodzicami i zamiast świętować osiągnięcie pełnoletności urządził nam prawdziwe przedstawienie.
Syn skończył osiemnaście lat w zeszłym miesiącu. Tak, dla nas ta data jest znacząca, ponieważ uważamy, że to wejście w dorosłe życie. Wraz z mężem podarowaliśmy mu kilka tysięcy dolarów aby miał motywację do tego, by w przyszłosci zarobić jeszcze większą kwotę i móc samemu kupić sobie samochód.
Samochód wydaje się być niezwykle ważnym atrybutem dorosłości, ponieważ ułatwia wiele rzeczy, sprawia, że jest się bardziej niezależnym. Można także zabrać nim dziewczynę na przejażdżkę, wyjechać gdzieś z przyjaciółmi czy łatwiej znaleźć pracę.
Okazało się, że nasz syn liczył na inny prezent. Urządził nam taką awanturę, że słyszało nas pewnie pół bloku a może nawet cały.
Nasz Michał nie chciał tych pieniędzy ani nawet samochodu. Był przekonany, że naszym obowiązkiem jest podarowanie mu na osiemnaste urodziny własnego mieszkania.
Mamy małą kawalerkę, którą odziedziczyłam po mojej babci – wynajmujemy ją, dzięki czemu mamy dodatkowe źródło dochodu. W zasadzie na ten moment jest to główne źródło naszych oszczędności, z którego mogliśmy podarować synowi taką kwotę.
Syn jednak postanowił inaczej – liczył na otrzymanie tego mieszkania w prezencie. Motywował to faktem, że jest młodym mężczyzną i potrzebuje osobnego mieszkania, aby spędzać tam czas z dziewczynami albo grupą przyjaciół. Wiedziałam jednak, że jego koledzy nie są tak mili i uprzejmi jak mój syn i że ich posiadówki skończyłyby się wezwaniem do nich policji, dlatego nie zgadzałam się na to, aby przychodzili do nas, więc tym bardziej nie mogłam poprzeć chęci wspólnego przesiadywania w kawalerce.
Z mężem zdecydowaliśmy nawet, że podarujemy to mieszkanie synowi, ale dopiero wtedy, kiedy założy rodzinę, aby zamieszkał tam z żoną. Przedtem planowaliśmy zrobić tam jeszcze remont.
Syn nas nie chciał słuchać i tylko krzyczał, że jesteśmy złymi rodzicami i nie pozwalamy mu normalnie żyć.