Życie mojego syna nie potoczyło się tak, jak chciałaby dla swojego dziecka każda matka. Niestety, czasami tak się dzieje. Chociaż nie chciałam się wtrącać, to próbowałam jakoś pomóc.
To nie pomogło. Andrzej rozwiódł się z Olą i poślubił dziewczynę, z którą się spotykał, Sonię. Miała dwoje dzieci. Ich ojciec zostawił rodzinę od razu po drugim porodzie. Ludzie mówili, że go zdradziła. Więc chłopak pomyślał, że to nie jego dziecko. Nie chciał tak żyć, przestał jej ufać. Chociaż Sonia potrafiła opowiadać takie bajeczki, że trudno jej było nie wierzyć.
No, a wtedy nawinął się mój syn. Swoją żonę, Olę, znał od szkoły. Biegał za nią przez kilka lat. Nikt nie wątpił w jego uczucia. Nigdy bym nie pomyślała, że tak się stanie. Traktowałam synową jak własną córkę. Bardzo ją lubiłam, pomagałam. Urodziła syna Damianka, którym też zajmowałam się od najmłodszych lat. Synowa bardzo krótko była na wychowawczym. Poszła do pracy, żeby zarabiać pieniądze, Andrzej nie musiał harować na utrzymanie rodziny.
Byli szczęśliwi, nigdy się nie kłócili, zawsze widziało się ich razem. Dopóki ta dziewczyna nie pojawiła się w jego życiu. Zaczął późno wracać do domu, narzekać, a po 2 miesiącach powiedział, że jest tym wszystkim zmęczony i złożył pozew o rozwód. Myślał, że Olę z dzieckiem tak po prostu wyrzuci ze swojego życia i zapomni. Próbowałam z nim rozmawiać, przekonywać. Na próżno.
Dziewczyna była jeszcze bardziej przebiegła. Namówiła Andrzeja, żeby przeprowadzili się oboje do mnie, a jej mieszkanie wynajmą. Ale wcześniej mój syn mieszkał u mnie z synową.
Tutaj zajęłam kategoryczną postawę. Powiedziałam, że Ola z Damiankiem nadal będą u mnie mieszkać, a syn niech się wyprowadza do swojej nowej dziewczyny. Nie będę utrzymywać jej dzieci, skoro nawet ojciec wątpi w ich pochodzenie. I wyrzuciłam nową rodzinę Andrzeja za drzwi. Po kilku dniach zauważyłam, że zniknęły mi pieniądze. To była dość duża kwota. Odkładałam całą emeryturę, bo jeszcze dodatkowo pracowałam.
Przeszukałyśmy z Olą całe mieszkanie. Nie znalazłyśmy. Zadzwoniłam do syna. Zapytałam, czy nie widział moich oszczędności. Okazało się, że to on je wziął. Trzeba było wyprawić nowe dzieci do szkoły. Byłam w szoku. Wydawało mi się, że nie dosłyszałam. Odwołałam się do jego sumienia.
Przecież jego syn Damian też szedł w tym roku do szkoły. Trzeba było wszystko kupić. A on prawie nigdy nie daje żadnych pieniędzy na dziecko. Jeżeli już, to jakieś grosze. On mi na to odpowiedział: „Ale jesteście pazerne”. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę już rozmawiać z moim synem. Ani utrzymywać z nim żadnych kontaktów.