Chłopiec urodził się zdrowy. Młoda matka dała mu imię po ojcu – Borys. Na tej samej sali z Marią leżała też Natalia – koleżanka z sierocińca. Po wysłuchaniu smutnej historii Marii, Natalia powiedziała:
– Pamiętasz, jak Weronika Habralczyk powiedziała, że nie mamy na kogo liczyć, więc musimy sobie nawzajem pomagać?
– Oczywiście, że pamiętam.
– No to słuchaj. Pojedziemy do mnie prosto ze szpitala. Pomieszkasz u mnie przez jakiś czas, synek trochę podrośnie, a potem zobaczymy.
– No co Ty, Natalka! A co na to powie Twój mąż? Poza tym nie chcę Cię krępować.
– Mąż tylko się ucieszy, to nasz Witek Malczewski.
– Naprawdę? Och, jak wspaniale! No dobrze, zgadzam się.
– Nawiasem mówiąc, dlaczego mieszkałaś w akademiku? Nie dostałaś po ukończeniu 18 roku życia mieszkania od państwa?
– Dawali, ale tylko na wsi, więc odmówiłam.
– Szkoda, bo teraz bardzo przydałoby Ci się mieszkanie na wsi. Tam życie jest łatwiejsze, a dziecko wyrosłoby na zdrowsze. Dobra, potem o tym pomyślimy. Witek pobiega po urzędach i wszystkiego się dowie, a my zajmiemy się wychowywaniem dzieci.
Witek zabrał ze szpitala obie matki i dzieci. Wszystko to odbyło się w pięknych okolicznościach: były kwiaty, kolorowe balony i świąteczny obiad. Potem zaczęły się zwykłe dni powszednie. Dziewczyny pomagały sobie nawzajem, czasem nawet spały na zmianę. Chłopcy dorastali bardzo szybko, byli silni, zdrowi. Maria i Natalia nie mogły nacieszyć się swoimi synami. Niepostrzeżenie minął rok. Czas było się pożegnać: Maria przeprowadziła się do siebie. Sierocie nie zaoferowano już mieszkania ani domu, ale władze poszły jej na rękę i przyznano jej pokój w akademiku.
Pewnego dnia do drzwi Marii zapukał ten sam policjant, który pewnego razu przyszedł do niej z niedoszłą teściową.
– Dzień dobry, od dawna Pani szukam.
– Coś się stało? – Maria zdenerwowała się, ponieważ pamiętała, że po ostatnim spotkaniu z tym mężczyzną znalazła się na bruku.
– Pani teściowa jest poważnie chora. Prosi Panią, aby pokazała jej Pani wnuka.
– Przecież Pan wie, że ona nigdy nie była moją teściową.
– Oczywiście… W każdym razie do Pani należy decyzja, czy się spotkacie. Mieszka w tym samym mieszkaniu, co Pani kiedyś.
Najpierw Maria postanowiła nigdzie nie jechać. Ta kobieta wyrzuciła swoją niedoszłą, ciężarną synową z mieszkania i do tej pory o niej nie pamiętała, a teraz nagle chce widzieć wnuka. Potem jednak dobre serce wzięło górę. Pomyślała, że to w końcu mama Borysa, którą bardzo kochał i martwił się tym, że są ze sobą pokłóceni.
– Dobrze, spotkam się z nią. W końcu mnie i Boryskowi nie ubędzie, a dla tej kobiety to będzie radość.
Maria nacisnęła dzwonek do swojego byłego mieszkania. Nikt jednak nie otwierał.
– Proszę wchodzić, zawsze jest otwarte, ponieważ gospodyni nie wstaje z łóżka. Pracownik socjalny przynosi jej jedzenie raz dziennie, karmi ją. Biedaczka… – powiedziała do Marii przechodząca sąsiadka.
– Och – pomyślała Maria i z synem na ramionach weszła do znajomego mieszkania.
Przed nią pojawił się ponury obraz. Na brudnej kanapie leżała szczupła kobieta o żółtawej cerze. Wydaje się, że jej włosy nie spotkały się z grzebieniem przez długi czas, a pomalowane paznokcie na dłoniach miały już odrosty.
– Dzień dobry, Pani Olgo – cicho powiedziała Maria, pamiętając imię, które usłyszała od Borysa – Przyszliśmy się poznać. Jestem Maria, a to jest Twój wnuk, Borysek.
Kobieta odwróciła głowę – w jej oczach były łzy. Chciała wstać do gości, ale nie mogła. Wtedy z trudem się odezwała:
– Wybacz mi, dziewczyno. Wybacz mi ten smutek i łzy, które Cię przeze mnie spotkały. Sto razy żałowałam, że Cię tak potraktowałam, Ciebie i wnuka. Widzisz, jak teraz żyję. Dzięki Bogu nie sprzedałam tego mieszkania, inaczej zostałabym na ulicy. Mój syn Maks przetracił wszystkie pieniądze, zniszczył rodzinny biznes, w dodatku wpędził się w kłopoty i został skazany za liczne oszustwa. Nie mogłam się Ciebie doczekać, długo czekałam, aż ten dzień nastanie. Chcę dać Ci to mieszkanie, ponieważ Borys kupił je dla Ciebie. Dlatego Cię szukałam i prosiłam o spotkanie. Chciałabym tylko, żebyś czasami przychodziła do mnie. Bardzo Ci dziękuję, że mnie odwiedziłaś. A wnuk… wygląda jak Borys w dzieciństwie.
Kobieta zamilkła, łzy spłynęły jej po policzkach. Widać było, że chora zmęczyła się tak długim monologiem.
– Pani Olgo, zaraz tutaj gruntownie posprzątamy! – wesoło powiedziała Maria – gdzie ma Pani szmaty?
Otworzyła okna, wpuściła świeże powietrze do mieszkania i szybko posprzątała.
– Wiesz co? Zamieszkamy u Pani, dopóki nie dojdzie Pani do zdrowia. Co Ty na to, Borysku? – Maria zwróciła się do syna – pojedziemy tylko po rzeczy…
Maria zamieszkała u matki Borysa. Opiekowała się nią jak swoją rodzoną matką: gotowała jej, prała, sprzątała i nigdy nie narzekała. Aby obudzić pragnienie życia w kobiecie i aby szybko wyzdrowiała, prosiła ją o opiekę nad wnukiem.
Borys bardzo szybko nauczył się mówić: „babcia”, co doprowadziło Olgę do kompletnej radości. W rezultacie szybko wróciła do zdrowia, zaczęła siadać, a potem wstawać. Teraz nie rezygnuje z masaży, który Maria jej starannie wykonuje. Naprawdę chce wyjść na ulicę z Borysem, aby wszyscy zobaczyli, jak jest do niej podobny…