Sąsiedzi w zeszłym roku wyprawiali wesele – ich córka wychodziła za mąż. Wesele było z rozmachem – wynajęli na ten dzień restaurację, wszystko było przystrojone, druhny ubrane były w identyczne sukienki, a pan młody wystrojony we frak. Było mnóstwo samochodów, które trąbiły na całą okolicę. Dawno tutaj nie było takiego widowiska – wielu sąsiadów oglądało je ze swoich balkonów. Najpierw przysięga w kościele, potem restauracja, a po wszystkim przejazd do pokoju dla nowożeńców w hotelu, aby nikt im nie przeszkadzał. Kolejnego wieczoru polecieli w podróż poślubną, na Cypr. Teść zafundował bilety nowożeńcom, aby Ci mogli przez całe dwa tygodnie kąpać się, opalać, odpoczywać i cieszyć się sobą.
Podczas ich nieobecności zwołano radę rodzinną i zaczęto się zastanawiać – gdzie młodzi będą mieszkać? Z rodzicami na pewno nie będzie im dobrze. Postanowili więc wynająć dla nowożeńców mieszkanie. Potem wspólnie zdecydowali, jakie mieszkanie wynajmą – czy w nowym budownictwie czy starym, zastanawią się nad ceną oraz dzielnicą.
Zadowoleni z siebie nowi krewni rozeszli się, planując przywitać młodą parę niespodzianką, czyli wynajętym mieszkaniem.
Nadszedł dzień przylotu młodych ludzi z wakacji. Wszyscy ich krewni pojechali na lotnisko.
Stali, czekali, aż nagle zauważyli świeżo upieczonego małżonka z walizką, lecz nie było w jego pobliżu ukochanej. Wtedy mama jego żony podbiegła do niego i zapytała, gdzie jest jej córeczka, czy coś się stało, czy przyleciała.
– Zabierzcie sobie swoją córkę, ja się z nią rozwodzę! – rzucił tylko w pośpiechu i pobiegł z walizką do wyjścia. Jego rodzice spojrzeli na siebie i rzucili się za nim.
Potem pojawiła się młoda żona, ciągnąc walizkę. Z płaczem rzuciła się matce na szyję. Biedni rodzice stali w całkowitym oszołomieniu, jednak szybko wzięli się w garść, wzięli córkę, wezwali taksówkę i pojechali do domu.
W domu, wypłakując się na ramiona matki, córka opowiedziała o swojej próbie życia rodzinnego.
Przed ślubem młodzi nie mieszkali razem. Po sześciu miesiącach znajomości postanowili się pobrać. Rodzice zawsze wspierali swoją córkę, jak mogli, a narzeczy pochodził z zamożnej rodziny, miał dobre wykształcenie.
Jedna rzecz – widywać się codziennie, a inna być razem przez 24 godziny, nawet jeśliby tylko na wakacjach. Tutaj też w końcu nagromadziła się cała chmura, która jakoś musiała się rozładować. Według chłopaka dziewczyna przez godzinę potrafi siedzieć przed lustrem, w które się wpatruje. Ciągle narzeka: na plaży gorąco, wody w basenie za dużo. Kaprysi i nie sprząta po sobie, wszędzie rozrzuca swoje rzeczy, a na prośbę, by zaprać koszulę, ponieważ nowożeniec poplamił ją sobie sokiem usłyszał tylko histeryczną odmowę: – jak mam to zrobić? Rękami? No co Ty! Idź oddać ją do pralni!
Ona do niego ma jeszcze większe pretensje – poznał jakiś chłopaków i poszedłem z nimi na piwo do hotelowej restauracji – ona nie poszła, bo bolała ją głowa. Ciągle czegoś od niej wymagał, nie chce siedzieć spokojnie na plaży, ciągał ją na jakieś wycieczki.
Pokłócili się na śmierć i życie, ich żale były silniejsze. Rodzice próbowali ich pogodzić, ale potem machnęli na to ręką, mówiąc, żeby robili, jak chcą.
Rozwiedli się. Ich małżeństwo trwało dwa miesiące, a właściwie dwa tygodnie.
Staruszki siedzące na ławce przed blokiem obgadały po tym dziewczynę, jak tylko mogły, ale ona nie przejmuje się głupim gadaniem i chodzi dumna. Uważa, że lepiej jest natychmiast się rozwieść, niż cierpieć przez całe życie. Może to i lepiej?