Miałam brata…

Miałam kiedyś brata… Nie, nie umarł, żyje i ma się dobrze, ale już się nie wspieramy.

Urodziłam się w zwykłej rodzinie: mama, tata, brat i ja. Jestem tym młodszym dzieckiem, a różnica między mną a bratem wynosi czternaście lat. Rodzice byli stale zajęci, a ja urodziłam się „bardzo nie na czas”. Moja mama była obciążona obowiązkami przez swoją matkę, a moją babcię, która była ciężko chora. Opieka nad nią zajmowała bardzo dużo czasu i wysiłku. Poza tym urodziłam się na wsi, a tutaj jest dużo pracy przy oporządzaniu krów, koni oraz kur. Oczywiście to też spoczywało na barkach mojej matki. Ojciec zimą pracował, a latem pił. Nie pomagał ani mnie, ani mamie w pracach domowych. Całym moim światem brat – był drugą najbardziej ukochana osoba po mamie. Bawił się ze mną, a gdy trzeba było pocieszał, ocierał łzy i opatrywał rany.

Gdy zmarła babcia przeprowadziliśmy się do miasta. Tam brat natychmiast zakochał się i ożenił. Wkrótce potem brat miał syna, zaczęły się problemy z mieszkaniem, problemy z żoną, a moja matka rzuciła się, by mu pomóc. Kupiła mu mieszkanie, a w wolnym czasie zajmowała się wnukiem, ponieważ często chorował i nie mógł wtedy chodzić do żłobka. W tym czasie ja chodziłam już do pierwszej klasy podstawówki i byłam już całkiem niezależna, mogłam się o siebie sama troszczyć. Kiedy na świat przyszło drugie dziecko brata, młoda rodzina nie miała pieniędzy, więc matka pracowała na dwóch etatach, aby im pomóc. Nasz ojciec wkrótce zachorował i zmarł. Właśnie skończyłam szkołę, ale nie poszłam na studia, potrzebowałam pieniędzy więc poszłam do szkoły. Mama przeszła na emeryturę, ale nadal pracowała.

– Sebastianek potrzebuje pieniędzy, ma dwoje dzieci i słabe serce – mówiła mama.

Nastały lata 90-te. Brat postanowił otworzyć swój biznes. Razem z mamą z dwupokojowego mieszkania przeniosłyśmy się do kawalerki, a różnicę ze sprzedaży większego lokum mama oddała bratu. Nie protestowałam, ponieważ pamiętałam jak w dzieciństwie brat zastępował mi praktycznie drugiego rodzica.

Wyjechałam do innego miasta, tam zamieszkałam w akademiku i pracowałam. Rzadko przyjeżdżałam do mojego miasta i trudno mi określić moment, w którym mój brat zmienił się z ukochanej, bliskiej mi osoby w materialistę.

Biznes się nie udał. Brat popadł w depresję, a moja matka oddawała wszystkie zarobione pieniądze jemu i jego rodzinie mimo tego, że sama otrzymywała marną emeryturę. Już wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to wszystko nie powinno tak wyglądać, ale moja mama mnie nie słuchała.

– Ty jesteś sama, więc nie potrzebujesz wiele, a on? A on ma dzieci, które trzeba nakarmić i wychowywać – wzdychała moja matka.

Wyszłam za mąż i urodziłam dziecko, potem rozwiodłam się i jeszcze raz wyszłam za mąż. Moje życie nie było szczególnie interesujące dla mojej matki, dla niej ważny był tylko brat. Dzwoniła do mnie i po raz setny opowiedziała, jak Sebastian nie radzi sobie, jak żyje, jakie ma trudności… że buduje dom i potrzebuje pieniędzy…

– Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym sprzedała nasz stary dom na wsi? Sebastian nie chce się tam przenosić, to zbyt daleko, a dom z każdym rokiem wygląda coraz gorzej… Teraz jeszcze można sprzedać go za dobre pieniądze.

– Oczywiście, że nie, mamo, sprzedawaj. Sebastian potrzebuje pieniędzy, buduje dom…

– Nie obrazisz się, jeśli mu je oddam?

– Oczywiście, że nie, mamo.

Wciąż miałam przed oczami mojego brata, który mnie kochał i którego ja kochałam…

Minęły lata. Siostrzeńcy dorastali, a mama postarzała się i zachorowała. Jej syn, a mój brat, nie odwiedzał jej. Wzięłam bezpłatny urlop, robiłam jej jedzenie, opiekowałam się nią… Nie zrobiłam tego dla spadku, chciałam po prostu zrobić to dla matki.

– Dlaczego on do mnie nie przychodzi? Zadzwoń do niego, zapytaj… Nagle może zachorował? Co się stało  – martwiła się moja matka.

Pewnego dnia nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mojego brata.

– Albo przyjdziesz albo zadzwonisz dziś do matki – powiedziałam mu – Ciągle o Ciebie pyta i płacze, nie mogę tego dłużej słuchać ani jej okłamywać. Dlaczego nie przychodzisz? Nie możesz poświęcić matce chociażby godziny?

– Jestem dziś zajęty, nie przyjdę… powiedz jej coś… Wpadnę później…

Kłamałam i unikałam tematu, wymyślając różnego rodzaju preteksty usprawiedliwiające brata.

Mama zmarła, nie czekając na niego.

– Ty draniu! Mieszkasz na sąsiedniej ulicy i nie mogłeś przyjść i odwiedzić swojej matki! – to były moje pierwsze słowa wypowiedziane do brata na pogrzebie.

Nic nie odpowiedział, nie zamierzał się przede mną usprawiedliwiać.

Tydzień później zadzwonił do mnie i z wściekłością zapytał, co stało się z pieniędzmi mojej matki.

– Poszły na leki, na szpital, na pogrzeb… – Położyłam wszystkie rachunki przed moim bratem.

– Kupiłem jej duży, dobry telewizor. Gdzie on jest?

Byłam w szoku. Zostałam oskarżona o kradzież telewizora… i kto mnie o to oskarżył? Mój brat!

– Telewizor stoi, jak stał. Mogłem przyjść i zapytać mamę o spadek, gdy żyła…

Przegapiłam moment, w którym mój brat z ukochanego człowieka, który kupował mi cukierki i karmił mnie lodami stał się chciwym konsumentem. Nie wiem, dlaczego się taki stał – czy to przez nieograniczoną miłość mojej matki, która stanęłaby na głowie, by zapewnić mu wszystko, czy to ciężkie życie z wiecznie chcącą pieniędzy żoną, a może ciężkie lata 90-te , przez które został bez pracy i pieniędzy, a do tego z dwójką małych dzieci?

Mieszkanie, pieniądze, spadek….to powód do wiecznej walki i wrogości między krewnymi. Rzadko zdarza się, że wszystko jest proste i rozwiązywane polubownie, zwykle dochodzi do walki – byleby wyrwać większy kawałek. I nie ma znaczenia, o co walczą – czy o miliony, czy o mały domek w Dłużewie.

Tak też stało się ze mną. Roszcząc sobie prawa do mieszkania swojej matki natychmiast straciłam brata. Straciłam również  wspomnienia o bracie, o przyjaźni z nim, o naszych wspólnych, małych tajemnicach i o swojej części życia. Czy to było warte mieszkania? Czy można zmierzyć ludzką miłość i przywiązanie pieniędzmi?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *