Moja nowonarodzona córka ma dopiero dwa tygodnie, a teściowa wpadła na pomysł, by zabrać ją w ulewę sto kilometrów od miasta, po to, by zrobić sobie zdjęcie. Teraz opowiem Wam o wszystkim.
Mój mąż, będąc dzieckiem w wieku pięciu lat, wraz matką posadził drzewo. Nie trzeba dodawać, że zrobili pamiątkowe zdjęcie. Od tego dnia robili zdjęcia co roku w tym samym miejscu i tego samego dnia. Najpierw robili je aparatem analogowym, a potem pojawiły się smartfony, co generalnie upraszczało zadanie. Teściowa drukowała te zdjęcia i wieszała w ramkach na ścianie w swoim salonie.
Ten tajemniczy rytuał między mamą a synem nigdy nie został zapomniany. Kiedy mój mąż i ja właśnie zaczęliśmy się spotykać, chciałam złożyć mu wizytę w urodziny, ale powiedział, że jedzie do matki. Dopiero później opowiedział mi o tradycji zdjęć i o tym, że kategorycznie niemożliwe jest przeniesienie jej na inny dzień.
Kiedy byliśmy już małżeństwem, mój mąż, z gorączką pojechał na sesję teściowej, a raz nawet nie pozwoliła mu wyjechać w podróż służbową, po której obiecano mu awans. Generalnie zdjęcie musiało zostać zrobione nawet pod groźbą śmierci lub egzekucji.
I tak urodziła się nasza córka, która według teściowej również powinna brać udział w sesji zdjęciowej z ojcem. W końcu o to chodzi, aby tradycja była przekazywana z pokolenia na pokolenie.
– Dzieci są przecież nieodłączną częścią życia rodziców, dlatego wnuczka będzie z tatą na zdjęciu. Jutro rano odbiorę syna i wnuczkę. Kupiłam już mleko, pieluchy też. Szybko wsiądziemy do pociągu i wrócimy.
– Moja córka nigdzie się nie wybiera! – oświadczyłam. – Nie będzie trząść się przez dwie godziny w jedną stronę w pociągu. Poza tym jest brzydka pogoda, więc może się przeziębić. Wciąż pada!
– Chyba nie zrozumiałaś, Kochanie. Nikt nie pyta o Twoją opinię. Wnuczka jedzie z nami jutro, kropka – oświadczyła teściowa ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
– Nie, prawdopodobnie Ty tego nie zrozumiałaś. Moja córka nigdzie się nie wybiera – zadeklarowałem kategorycznie.
Ogólnie wszystko skończyło się skandalem. Wyrzuciłam teściową za drzwi. Kiedy mój mąż wrócił z pracy, opowiedziałam mu o tym incydencie. Uspokoił mnie i powiedział, że wszystko zrobiłam dobrze.
Następnego ranka teściowa wpadła do mieszkania z żądaniem ubrania córki.
– Dlaczego dziecko nie jest jeszcze ubrane?
– Mamo jedziemy razem, córka zostaje w domu. W taką ulewę nie możemy jej ciągnąć, dziewczynka ma dopiero dwa tygodnie – próbował wyjaśnić mąż.
– Nie jest z cukru, nie stopi się! – krzyknęła teściowa.
– Wydaje mi się, że wczoraj uzgodniłyśmy wszystko! Córka nigdzie się nie wybiera! – powiedziałam.
Potem teściowa zdawała się wpadać w szał, zaczęła wydzierać mi dziecko siłą. Kiedy mąż po raz kolejny powiedział jej, że córka zostanie w domu, zaczęła krzyczeć:
– Od wielu lat kolekcjonuję te zdjęcia, a przez Twoją głupią żonę, tę wstrętną żmiję, dzieło mojego życia legło w gruzach. Nie chcę Cię więcej znać! Cholera! I niech Twoja ukochana córka pluje na Ciebie, gdy dorośnie, jak Ty na mnie!
Teściowa wybiegła z mieszkania, trzaskając głośno drzwiami. Mąż pobiegł ją dogonić, a ja próbowałam uspokoić przestraszone dziecko. Moja córka długo spała, ale mąż nie wrócił. Pewnie poszedł zrobić tradycyjne zdjęcie.