Poboczem drogi szedł samotnie jakiś mężczyzna. Nie był już bardzo młody, ale chód miał lekki i pewny. Jakoś, nawet na tej opustoszałej drodze, nic w nim nie budziło niepokoju, a wręcz przeciwnie, coś nieuchwytnego w jego postawie wzbudzało zaufanie i sympatię.
Mężczyzna obejrzał się na dźwięk samochodu, który szybko się zbliżał, i pomachał ręką.
Niebo nad całym horyzontem marszczyło się groźnie. W oddali słychać było grzmoty. Na przedniej szybie zadudniły pierwsze krople letniej ulewy. Nieznajomy przemoknie do suchej nitki, a autobus prędko tędy pewnie nie przejedzie.
„Co ja, serca nie mam? Psa by człowiek nie wygonił w taką pogodę,” – pomyślała Jagoda.
Kobieta minęła już samotnego przechodnia, ale jednak zatrzymała się i cofnęła.
„Niech pan szybko wsiada,” otworzyła przednie drzwi i zawołała mężczyznę.
– Dziękuję bardzo, młoda damo, – nieznajomy uśmiechnął się z wdzięcznością i trochę niezręcznie, po czym wsiadł do samochodu.
– Jedzie pan do miasta? – spytała Jagoda swojego pasażera.
– Tak, muszę się dostać centrum, – odpowiedział mężczyzna.
– Właśnie jadę w tamtym kierunku. Więc zawiozę pana tam, gdzie pan chce, – odpowiedziała kobieta.
Pasażer obejrzał się na tylne siedzenie, gdzie wygodnie rozłożyły się sztalugi Jagody, i dodał poważnie:
– Nie powinna pani tak ryzykować. Lepiej nie podwozić samotnych mężczyzn spotkanych przy drodze. Różni mogą się trafić. Takie teraz czasy. Nie każdy ma dobre intencje.
– Ale pan nie jest taki, prawda? – roześmiała się Jagoda. – Patrząc na pana nawet od tyłu, domyśliłam się, że jest pan nauczycielem. Zgadłam?
Mężczyzna uniósł brew w zdziwieniu i zaśmiał się w odpowiedzi:
– To się nazywa skrzywienie zawodowe. Przepraszam, że prawię pani morały. Nie mogłem się powstrzymać.
– Nic się nie stało. Miał pan dobre zamiary. Poznajmy się, bo jeszcze długa droga przed nami. Mam na imię Jagoda, – kobieta wyciągnęła rękę.
– Piotr. Bardzo mi miło.
Jak się okazało, przypadkowy pasażer był dyrektorem szkoły w swojej wiosce i tego dnia jechał służbowo do wydziału edukacji.
Albo to jego zawód odcisnął na nim swoje piętno, albo po prostu sam Piotr był taką osobą, ale Jagoda nawet nie zauważyła, jak w swobodnej rozmowie opowiedziała mu, kim jest, skąd pochodzi i czym się zajmuje.
Jagoda ma już trzydzieści jeden lat, ale wciąż jest sama. Najpierw zajmowała się głównie nauką, potem nie było odpowiednich kandydatów. A lata mijały. Wszystkie koleżanki wyszły za mąż już dawno temu, niektóre nawet więcej niż raz. Większość ma dzieci. Sama siebie przekonywała, że to nie dla niej. Pogrążyła się w sztuce.
Teraz Jagoda jest odnoszącą sukcesy artystką. Ulubione zajęcie przynosi jej dobre dochody. Nie żyje w luksusach, ale, jak to się mówi, na chleb z masłem wystarcza. Stać ją na wynajęcie ładnego mieszkania w centrum miasta. Niedawno kupiła, co prawda nie nowy, ale w bardzo dobrym stanie, samochód. Czuje się jak taka „nowoczesna bizneswoman”.
Jej zamężne przyjaciółki otwarcie jej zazdroszczą. Robi to, co chce – pracuje, maluje obrazy, kiedy chciała – wyjechała na tydzień do Egiptu. Nie musi gotować rosołu, prać brudnych skarpetek, prowadzić młodszych dzieci do przedszkola, a ze starszymi odrabiać lekcji.
Sama Jagoda w ogóle sobie nie zazdrościła. Coraz częściej myślała o ponurej przyszłości. Naprawdę chciała mieć dzieci. Może trzeba było wyjść za mąż za pierwszego lepszego?
Piotr słuchał uważnie, nie przerywał. Jagoda niezgrabnie otarła łzę, która tak podstępnie zdradziła jej emocje.
– Życie toczy się dalej. Czasy się zmieniają. Dzisiaj młodzi ludzie raczej nie spieszą się ze ślubem, – powiedział mężczyzna w zamyśleniu. – To jest ich niezaprzeczalne prawo, ale moim zdaniem trzeba się pobierać, jak się jest młodym, a raczej, jak się jest jeszcze głupim. Dopóki człowiek nie widzi jeszcze żadnych wad u swojej potencjalnej drugiej połówki, ze względu na wiek i brak doświadczenia. Bo później często trudno jest znaleźć tę „odpowiednią” osobę. Zwłaszcza takiej samowystarczalnej kobiecie jak pani. Nie wiem, czy mam rację, czy nie. To jest moja osobista subiektywna opinia. Wielu młodych mężczyzn i kobiet z nikim się nie wiąże. Czy to los, czy ich świadomy wybór, ale tak nie powinno być.
– Nie wszyscy się z panem zgodzą, – Jagoda ze smutkiem pokręciła głową. – Ale u mnie tak to wygląda.
Potem Jagoda milczała i słuchała opowieści o szkole, o dzieciach, którymi opiekuje się Piotr. Od dwóch lat mógłby być na emeryturze, ale komu to wszystko przekaże? W końcu szkoła to jego życie, niewyczerpane źródło młodości. Dzieci go inspirują, napełniają energią. Cały czas bierze z nimi udział w różnych kreatywnych projektach. Poza tym nie potrafi nic nie robić i nie zamierza myśleć o starości.
Nagle Piotr aż się rozpromienił, uśmiechnął się tajemniczo i powiedział:
– Wie pani co, mam dla pani propozycję. Moje dzieci i ja postanowiliśmy pomalować u nas przystanek. Bo stoi taki, szary i brzydki, bez wyrazu. A my chcemy, żeby ludzie byli zadowoleni, kiedy przejeżdżają przez naszą wioskę. Może by się pani zechciała do nas przyłączyć? A przy okazji może znajdziemy dla pani narzeczonego. Mam takie przeczucie.
– Co za kusząca propozycja, – roześmiała się Jagoda. – Nie mogłabym odmówić.
Przy takiej miłej, serdecznej rozmowie, w końcu dotarli na miejsce. Jedynymi pamiątkami po letniej ulewie były kałuże, w których połyskiwało słońce, i tęcza rozpięta nad miastem.
Piotr podziękował za podwiezienie, chciał zapłacić, ale Jagoda stanowczo odmówiła, wręcz się oburzyła. Nie zrobiła tego dla pieniędzy! A jeżeli nadal będzie się upierał, to ona sama zapłaci mu teraz za miłe towarzystwo w drodze.
Mężczyzna pożegnał się i szybko zniknął za drzwiami wydziału edukacji, bo był już trochę spóźniony na umówione spotkanie.
Dopiero wtedy Jagoda zorientowała się, że nie zapytała Piotra o jego adres ani o numer telefonu. No nic. Ma dobry punkt odniesienia – szkołę, w której mężczyzna, jak sam mówi, spędza całe dnie i noce.
Następnego dnia Jagoda zebrała się wcześnie rano i wyruszyła. Zatrzymała się na chwilę na przystanku autobusowym, który jej nowy znajomy chciał pomalować i ruszyła do wioski w poszukiwaniu szkoły.
Wydawało się, jakby Piotr dokładnie wiedział, kiedy Jagoda przybędzie, bo czekał na nią na szkolnym ganku, otoczony przez dzieci od małych do dużych, które z zainteresowaniem przyglądały się „bardzo utalentowanej i bardzo znanej lokalnej artystce”. W ten sposób dyrektor przedstawił ją uczniom z bardzo poważną miną. Jagoda ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
Postanowili najpierw wspólnie obejrzeć przyszły „obiekt artystyczny”, a potem zdecydować, co dalej.
Po drodze, wśród dziecięcego zgiełku, Jagoda postanowiła zadać jedno, może nie do końca wygodne, ale dość ważne pytanie:
– Proszę mi jeszcze powiedzieć, kto to sfinansuje? Ja pomogę, ale sama nie dam rady. To będzie trochę kosztowało. Przystanek trzeba w paru miejscach naprawić. Przydałyby się męskie ręce.
– Zaraz pani pozna naszego sponsora. On już tam na nas czeka, – odpowiedział Piotr, a w jego oczach zabłysły wesołe iskierki.
Młody, sympatycznie wyglądający mężczyzna rzeczywiście czekał na nich na przystanku autobusowym.
– To nasz miejscowy gospodarz, Krzysztof, – przedstawił go Piotr i mrugnął do Jagody. – Jego gospodarstwo jest małe, ale najbardziej dochodowe w całym powiecie. Co to znaczy, kiedy człowiek wkłada całe serce w pracę. Do tego ma złote ręce. Wszystko, co trzeba, szybko tutaj ponaprawia.
– Reklamujesz mnie tak, jakbyś sprzedawał mnie na targu, – przerwał przemówienie Piotra Krzysztof i uśmiechnął się szczerze i tak pogodnie, że tak samo słonecznie i miło poczuła się na duszy Jagoda.
Okazało się, że nowy znajomy przywiózł już wszystkie niezbędne narzędzia i farby.
– Nie wiedziałem dokładnie, jakie będą potrzebne, to wziąłem wszystkie. Jeżeli zabraknie farby, dokupimy. Proszę od razu mi powiedzieć, – Krzysztof zwrócił się do Jagody. – Teraz zrobię porządek ze ścianami, a jutro będzie można malować.
Następnego dnia rano Jagoda popędziła na przystanek autobusowy, gdzie już czekał na nią Piotr. Wieczorem zmęczona, ale szczęśliwa, wróciła do domu.
Malowanie trwało kilka dni. Już dawno nie czuła, że jej życie jest tak pełne i kompletne. Dzieciaki jedno przez drugie pomagały Jagodzie, starając się zadowolić „utalentowaną, znaną lokalną artystkę”.
Krzysztof odwiedzał ich codziennie. Zostawał coraz dłużej. Najpierw obserwował, a potem sam włączył się w proces twórczy.
– Coś długo tu siedzisz, – zaśmiał się z niego Piotr. – Nie masz nic innego do roboty?
Krzysztof odwrócił wzrok i starał się udawać, że nie dosłyszał i że to w ogóle nie o niego chodzi.
Ale nie dało się ukryć przed czujnym okiem Piotra, że to nie pejzaże stopniowo rozkwitające na murach przystanku autobusowego, tak przyciągały Krzysztofa, tylko „bardzo utalentowana i bardzo znana lokalna artystka”, która również była bardzo ładna.
Bez względu na to, jak Krzysztof i Jagoda próbowali to ukryć, coś między nimi zdecydowanie się działo. Nieuchwytna „chemia miłości” nie była już dla nikogo tajemnicą.
Wreszcie żmudna praca została zakończona. Wszyscy, którzy brali udział w malowaniu, zebrali się na uroczystości na dziedzińcu szkoły.
– Jagoda, a może przyjdziesz do naszej szkoły jako nauczycielka plastyki? Czy musisz to skonsultować ze swoim przyszłym mężem? – Piotr odwrócił się i jak prawdziwy spiskowiec mrugnął do Krzysztofa. – Kiedy ślub?
– Już niedługo, – zaśmiał się mężczyzna i przytulił Jagodę. – Na pewno cię zaprosimy. To ty nas wyswatałeś.
Piotr uśmiechnął się tylko tajemniczo do siebie. Ponieważ to był jego prawdziwy „projekt artystyczny”. A przystanek był, owszem, ważnym, ale jednak drugorzędnym celem.