Mój ojciec był wcześniej żonaty z inną kobietą i z tego małżeństwa ma córkę o imieniu Weronika.
Moja mama nauczyła ją wszystkiego, czego tylko mogła: gotować pyszne posiłki, szyć igłą i szydełkiem, dbać o dom.
W wieku dziewiętnastu lat została matką, a ojciec dziecka ją porzucił.
Matka pomagała jej najlepiej, jak potrafiła, wyłożyła wiele sił w opiekę nad wnukiem. Ciągle chodziła z nim na spacery, kupowała mu ubrania i pyszne jedzenie.
Weronika nie znalazła pracy i spędzała czas w domu dopóki jej dziecko nie poszło do
przedszkola. Mama nawet dała jej pozwolenie na pobyt w naszym mieszkaniu, żeby nie musiała martwić się i tym.
Jak widzicie, moja mama robiła wszystko, co w jej mocy, by pomóc Weronice.
A ona po tym, jak dostała pracę w lokalnym biurze, nawiązała relację z mężczyzną, który tam pracował. Dziecko miało wtedy już pięć lat. Wynajęli mieszkanie dla siebie, a rok później postanowili wziąć ślub.
Moja mama kupiła Weronice piękną sukienkę. Zorganizowała też salę weselną i zaprosiła muzyków. Razem z ojcem przygotowała prezent – dwadzieścia tysięcy złotych.
A tuż przed ślubem moja siostra zadzwoniła do ojca i powiadomiła go, że jest jedynym zaproszonym na uroczystość, bez matki i beze mnie. Ja wtedy oczywiście nie przejęłam się tym zbytnio, bo nie zależało mi na zabawie.
Ale to, jak zareagowała moja mama, która z miłością wkładała całe serce w wychowanie Weroniki, a później jej wnuka... Cóż mogę powiedzieć, kochała ją jak własną córkę. Swoją drogą wielokrotnie byłam o to zazdrosna, kiedy wydawało mi się, że jestem mniej ważna.
Ojciec także był zasmucony, dlatego zamiast dwudziestu tysięcy, wziął tylko dwa, które wręczył nowożeńcom w urzędzie stanu cywilnego. Życzył córce powodzenia, pożegnał się i wrócił do domu.