Wyznaję, że pragnęłam tego małżeństwa jak manny z nieba. Miałam już 30 lat i trzy nieudane związki, które nigdy nie zakończyły się ślubem. Mężczyźni chcieli mnie tylko wykorzystać, ale nie wziąć za żonę. Byłam już nimi rozczarowana, i wtedy poznałam Grzegorza.
Był rozwiedziony, miał córkę z poprzedniego małżeństwa i mieszkał z matką. Ja miałam własne mieszkanie i stabilną pracę, szczerze mówiąc, nie mogłam sobie wymarzyć niczego więcej.
Spotykaliśmy się przez sześć miesięcy i od razu wzięliśmy ślub, a jego przeszłość w ogóle mi nie przeszkadzała. Byłoby dziwne, gdyby mężczyzna w wieku 36 lat nie miał już za sobą jakiegoś związku, prawda?
W każdym razie, po ślubie zaproponowałam mężowi, żeby zamieszkał w moim mieszkaniu. Po pierwsze, żeby teściowa nam nie siedziała ciągle na głowie, po drugie, tylko u siebie czułam się jak pani domu. Wtedy postanowiliśmy, że będziemy łączyć nasze dochody i wspólnie robić zakupy oraz opłacać media.
To było jak europejska rodzina, było mi z tym dobrze, ale tylko do pewnego momentu. Po pewnym czasie, mój współmałżonek zaczął mi dyktować, co jest mi potrzebne, a co nie, jeśli chodzi o zakupy.
Chodzimy po parku i mówię mu, że chcę lody, sugerując, że powinien mi je kupić. A on w odpowiedzi mówi, że to niezdrowe i nie potrzebuję tego. Albo innego dnia w centrum handlowym, chciałam modną garsonkę, ponownie powiedział mi, że jest mi to niepotrzebne.
Nie wiem, co się z nim dzieje, przedtem nigdy się tak nie zachowywał. Nagle zrobił się oszczędny i żałuje dla mnie pieniędzy? Czy jest inny powód. Nie umiem rozszyfrować Grzegorza i co mam zrobić?