Nie lubię wspominać tego czasu, gdy poszłam do szpitala. Zbyt wiele bólu wiązało się z tym etapem mojego życia.
Nie wyglądało na to, żeby coś miało się wydarzyć, jechaliśmy z mężem i synkiem do centrum handlowego. Następnie poszliśmy do kawiarni, aby coś przekąsić. Mój syn miał wtedy dziewięć miesięcy, kupiłam mu twarożek i zaczęłam go karmić. Z jakiegoś powodu nie chciał jeść, więc musiałam go dokończyć. Rozchorowałam się dosłownie natychmiast, pozbieraliśmy się i pojechaliśmy do domu.
Mój mąż podawał mi tabletki, ale nic nie pomagało. Ze mną było coraz gorzej, więc postanowił wezwać karetkę. Lekarze podejrzewali, że mam zapalenie wyrostka robaczkowego i nalegali, żebym pojechała do szpitala. Bardzo bałam się iść tam sama, ale mój mąż musiał zostać z synem.
Martwiłam się, czy sobie poradzi, bo dziecko było jeszcze karmione piersią, skończyły się też zupki w słoiczkach, które syn dojadał. Zadzwoniłam do mojego ojca i poprosiłam go, aby kupił mleko dla niemowlaków i zawiózł mężowi. Powiedział mi, że nigdzie się nie wybiera w nocy, i żebym nie zawracała mu głowy. Najgorsze jest to, że moi rodzice nawet nie zapytali, dlaczego jestem w szpitalu i jak się czuję. Tak wygląda wsparcie, jakie mam od najbliższej rodziny.
W każdym razie, po USG i badaniach, lekarze zabrali mnie na salę operacyjną. Dowiedziałam się też od nich, że muszę zostać w szpitalu co najmniej tydzień. Mój mąż ciągle dzwonił i narzekał, że nasz syn jest kapryśny. Po raz pierwszy był sam z nim w domu, a nikt z moich krewnych nie chciał mu pomóc.
Żaden z nich nie odwiedził naszego domu, ani mnie w szpitalu. Trzy dni później przyjechała teściowa, karmiła mojego syna i zajmowała się domem. Raz nawet przyszła do szpitala, ale nie po to, aby sprawdzić, co u mnie słychać i jak się czuję, ale żeby mi zarzucić, że zostawiłam rodzinę.
Jak starszy, doświadczony życiem człowiek, może mówić takie rzeczy? Zabroniła mi dzwonić do męża i powiedziała, że zakłócam im spokój. Chciałam tylko usłyszeć ich głos, bo bardzo za nimi tęskniłam i potrzebowałam pocieszenia. Wcześniej zawsze byliśmy razem, dlatego rozstanie było dla mnie bardzo trudne.
Podziękowałam teściowej, że przyszła na ratunek i pomogła mężowi w domu. Doszłam do pewnych wniosków na temat moich rodziców. Adoptowali mnie, gdy byłam jeszcze bardzo mała, ja tego nie pamiętam. Powiedzieli mi o tym, jak skończyłam 15 lat. Oczywiście zapewniali mnie o swojej miłości, ale teraz widzę, że chyba tak nie czuli do końca. No cóż, rodziców się nie wybiera, jestem im wdzięczna, że nie wychowywałam się w domu dziecka. Niektórzy mają silną więź z mamą i tatą, a niektórzy mają taką jak ja. Cieszę się, że jestem teraz z mężem i synem, oni nigdy mnie nie opuszczą.