Z Iwoną poznaliśmy się w mieście, z którego pochodzę. Mieszkałem z rodzicami, więc kiedy zdecydowaliśmy się na ślub, zamierzaliśmy wynająć mieszkanie w mieście, bo tam pracujemy. Ale ojciec Iwony nalegał, abyśmy przeprowadzili się do domu, który zbudował po sąsiedzku. Zapewniał nas, że ponieważ mamy samochód, to droga do miasta zajmie nam raptem 20 minut. Wystarczy, że będziemy trochę wcześniej wstawać. Długo nad tym myśleliśmy i w końcu się zgodziliśmy. Wtedy to wydawało się być korzystnym rozwiązaniem. Zainwestowaliśmy wszystkie nasze pieniądze w urządzenie domu, bo mieliśmy w nim gołe ściany, nawet bez drzwi wewnętrznych. Moi rodzice też nam bardzo pomogli.
Żyliśmy tak przez kilka lat. W tym czasie awansowaliśmy i teraz, co prawda, więcej zarabiamy, ale też mamy więcej obowiązków. Zaczęliśmy wyjeżdżać wcześniej, wracać później i życie poza miastem zrobiło się bardzo uciążliwe.
Przeliczyliśmy z żoną nasze oszczędności i zdecydowaliśmy, że jeżeli sprzedamy dom, to wystarczy nam na prawie całe mieszkanie w bloku, niedaleko pracy. Na resztę kwoty możemy wziąć kredyt.
Powiedzieliśmy o tym ojcu Iwony, ale bardzo się tym zdenerwował. Powiedział, że w ten dom włożył dużo pracy, wszystko zbudował własnymi rękami, a życie w mieście jest niestabilne. Nie warto sprzedawać domu na wsi, bo w razie czego zawsze będzie gdzie wrócić. A jeżeli chcemy kupić własne mieszkanie, to na razie mamy gdzie mieszkać, więc mamy czas, żeby odłożyć potrzebną kwotę.
Ale dobrze wiemy, że naszych oszczędności nie wystarczy, a czas leci. Może będziemy chcieli mieć dzieci, a wtedy jeszcze trudniej będzie nam żyć między miastem a wsią. Nigdy nie zamierzaliśmy mieszkać i pracować na wsi, ale wygląda na to, że ojciec Iwony miał taki właśnie plan. W końcu przez całe życie kontrolował wszystkich i decydował, co i jak robić.
Nie wiemy teraz, jak go przekonać, żeby przepisał na nas dom. Ja osobiście niczego się nie domagam, chociaż dużo tam zainwestowałem, jestem gotowy, żeby przepisał dom tylko na Iwonę. To dobry człowiek, ale nie podoba mi się to, że musi mieć wszystko pod kontrolą. Przecież jego córka jest już dorosła i ma rodzinę, w której nikt nie zachowuję się tak despotycznie. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że decydujemy o wszystkim razem i staramy się zawsze dojść do porozumienia.
Maciek, 32 lat