– Dorota, jesteś sama od ponad pięciu lat, ciekawa jestem, kiedy to się skończy? Pozwól, że przedstawię Ci mojego brata. Ma trzydzieści pięć lat, nie ma złych nawyków, jest pracowity. Nie był żonaty, dzieci też nie ma – zaczęła zachwalać brata moja koleżanka.
– Skoro jest taki super, to dlaczego nie jest żonaty? Dlaczego nikt go wcześniej nie chciał? Chyba coś tu jest nie tak.
– Miał już wcześniej związki, ale zawsze trafiał na nieodpowiednie kobiety, ma po prostu pecha. Zawsze miał jakieś dziewczyny o wysokich wymaganiach. Mój brat marzy o prawdziwej miłości, rodzinie, dziecku. Powiedziałam mu, że masz syna, ale on nie ma nic przeciwko. Poprosił mnie, żebym Was umówiła na spotkanie.
Słowa Marzeny brzmiały bardzo przekonująco i postanowiłam zaryzykować. Obiecała mi, że da Bartkowi mój numer telefonu i on sam do mnie zadzwoni.
Tego samego wieczoru zadzwonił do mnie i powiedział, że nie uważa, aby dobrym pomysłem było spotykać się w parku na oczach wszystkich, więc poprosił mnie o zgodę na przyjazd do mojego domu.
Nie miałam nic przeciwko i zaprosiłam go na kawę następnego dnia.
Nie chciałam zrobić złego wrażenia przed mężczyzną, dlatego bardzo starannie przygotowałam się do spotkania.
Posprzątałam mieszkanie, potem upiekłam moje popisowe ciasto na podwieczorek, a po powrocie z pracy poszłam do salonu fryzjerskiego.
W domu założyłam piękną suknię, ubrałam syna i czekałam na swojego gościa.
Bartosz przybył o wyznaczonej godzinie.
Kiedy otworzyłam drzwi, stał tam mężczyzna w rozciągniętych spodniach i wyblakłej marynarce, trzymający w rękach jeden goździk.
Mężczyzna przywitał się. Powiedział, że bardzo się cieszy ze spotkania i wręczył mi kwiatek ze słowami: „Nie masz pojęcia, jak drogie są teraz kwiaty. Co za idiota wymyślił tę tradycję, myślę, że za te pieniądze, bardziej opłacało się kupić mięso”.
Słowa mojego nowego znajomego trochę mnie uraziły, ale nie miałam innego wyjścia, więc musiałem zaprosić go do domu.
Gdy zdjął kurtkę, zauważyłam, że ma na sobie nieświeżą koszulkę.
Ja w wymyślnej sukni wieczorowej, a on w brudnym, obdartym podkoszulku i rozciągniętych spodniach dresowych.
Może to dobry człowiek? – przemknęło mi przez myśl.
Potem przedstawiłam go mojemu synowi, traktował dziecko z obojętnością, raz na niego spojrzał.
Zaprosiłam go do stołu i zaczęłam nalewać herbatę.
Następnie położyłam ciasto na stole i zaproponowałam, aby spróbował. Wiktor odpowiedział, że jego zdaniem ciasto było pyszne, ale on jest przyzwyczajony do jedzenia słodyczy po głównym posiłku, a potem zapytał, dlaczego nie zaproponowałam mu czegoś na kolację.
To był ostatni moment, kiedy starałam się być grzeczna i próbując się powstrzymać, odpowiedziałam, że mój syn zjadł kaszkę, a ja dopiero wróciłam z pracy, więc nie miałam czasu nic przygotować.
Bartek powiedział, że jego żona bedzie musiała sobie ze wszystkim radzić, mimo że pracuje.
Potem zaczął mówić o tym, że mężczyźni mają większe pensje i więcej pracują, więc wszystkie prace domowe powinna wykonywać żona. Jeśli kobieta nie ma czasu na gotowanie, to niech wstaje wcześniej i wtedy będzie mogła zrobić wszystko, bo obiad jest święty.
Po tym monologu, od razu zrozumiałam, dlaczego tak godny pozazdroszczenia kawaler, nie był żonaty. Powiedziałam mu bez skrępowania, że między mną a nim nic się nie ułoży, po czym dodałam, że czas, by poszedł do domu, bo muszę położyć dziecko spać.
Następnego dnia rano, powiedziałam koleżance, żeby więcej nie namawiała mnie na spotkanie z bratem, bo takie szczęście nie jest mi do niczego potrzebne.
Jakim mężem byłby ten człowiek, który ma tak uwłaczający stosunek do kobiety?