Wróciłem do domu i wszystko opowiedziałem żonie. Na początku niby nawet mi współczuła. Powiedziała, że ​​razem damy radę przetrwać. Ale po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że to wszystko nie jest takie proste

Przez całe życie uważałem, że utrzymanie rodziny jest moim obowiązkiem. Kiedy żona była na urlopie wychowawczym, znalazłem dodatkową pracę na pół etatu, żeby moim bliskim niczego nie brakowało. Na szczęście po dziesięciu latach wspólnego życia udało nam się z żoną kupić własne mieszkanie. Oczywiście większość pieniędzy włożyłem ja, bo więcej zarabiałem, ale nigdy nie robiliśmy takich podziałów – że to jest twoje, a to moje, wszystko mieliśmy wspólne. W końcu tak powinno być w normalnej rodzinie. Ale sytuacja zmieniła się w jednej chwili, kiedy straciłem pracę.

To była banalna redukcja. Wróciłem do domu i wszystko opowiedziałem żonie. Na początku nawet mi współczuła. Powiedziała, że ​​razem damy radę przetrwać. Ale po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że to wszystko nie jest takie proste.

Żona właśnie wróciła z urlopu wychowawczego, ale nie na dawne stanowisko – udało jej się znaleźć bardziej prestiżową pracę. W związku z tym zaczęła dobrze zarabiać, nawet lepiej niż ja swego czasu. Za jej pensję moglibyśmy spokojnie żyć, dopóki nie znajdę nowej pracy. Ale, jak się okazało, żona nie zamierzała się ze mną dzielić swoimi pieniędzmi.

Tak, kupowała jedzenie, ale zawsze skorzystała z okazji, żeby mi zarzucić, że jestem darmozjadem, bo nie pracuję. Codziennie chodziłem na rozmowy kwalifikacyjne, zajmowałem się domem, opiekowałem się dzieckiem, a żona potrafiła mnie jeszcze wieczorem obrażać.

– Co za leń z ciebie, – mawiała czasem. – Inni mężowie normalnie idą rano do pracy, a z ciebie co się zrobiło? Kura domowa?

– Szukam pracy, ale sama rozumiesz, że to wymaga czasu.

– Leniwi ludzie zawsze znajdą jakąś wymówkę, – odpowiedziała żona.

Któregoś razu zdarzyła się sytuacja, która zupełnie otworzyła mi oczy na moją żonę. Idąc na kolejną rozmowę, przygotowywałem sobie ubrania. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam jednej całej pary skarpetek. Ani jednej. Moja żona właśnie szła do pracy i rozpakowywała nowe rajstopy.

– Kochanie, – powiedziałem nieśmiało, – czy mogłabyś dać mi pieniądze na skarpetki? Nie mam w co się ubrać.

Ale taka niewinna prośba rozwścieczyła moją żonę.

– Ach, potrzebujesz skarpetek! – jej oczy przybrały nienaturalną barwę. – To idź i na nie zarób! Czy po prostu wygodnie ci żyć na mój koszt, co?

W tym momencie spojrzałem zupełnie innymi oczami na osobę, którą znałem od wielu lat. Pokazała swoją prawdziwą twarz. Ja nigdy niczego nie żałowałem jej ani dziecku, a tu proszę.

Teraz zastanawiam się, czy w ogóle potrzebna mi taka żona, która nie potrafi wspierać mnie w trudnych chwilach. Jak uważacie?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *