Jestem mężatką od pięciu lat i prawie przez cały ten czas utrzymuję swojego męża, Wojtka, bo wciąż narzeka, że zarabia marne grosze. Teraz jestem w sytuacji, w której muszę zdecydować, co dalej. Mój mąż jest starszy ode mnie kilka lat. Zanim mnie poznał, był już żonaty, ale ich małżeństwo się rozpadło, a po rozwodzie wrócił do rodziców. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, byłam pewna, że wynajmuje mieszkanie z kolegą. Nigdy mnie nawet nie zaprosił do siebie, ale tłumaczyłam to sobie tym, że kolega najpewniej ceni prywatność i nie chce obcych dziewczyn w swoim domu. Dopiero po ślubie dowiedziałam się, że jego matka kazała mu oszukiwać i nie mówić wprost, że zamieszkał z nią. Uważała, że żadna kobieta nie zechce mężczyzny, który żyje tak blisko z rodzicami, a chciała mieć jedynego syna obok siebie.
Wojtek pracuje jako kierownik sprzedaży, to trudna praca i rozumiem, dlaczego często jest nerwowy i czasem zachowuje się nieodpowiednio. Kiedyś starałam się załagodzić każdą sytuację, ale teraz jest to trudne. Przykład: siedzę i patrzę na niego, a on odwraca się i pyta mnie: „Na co się patrzysz?. Takie słowa mnie ranią, nie tak wyobrażałam sobie nasze małżeństwo. Kiedyś nawet postarałam się i przygotowałam jego ulubione regionalne danie. Specjalnie wzięłam przepis od teściowej i ćwiczyłam wcześniej, by wszystko wyszło idealnie.
Co dostałam w zamian? Zjadł wszystko, poprosił o dokładkę, a na koniec i tak rzucił tylko stwierdzeniem, że jego mama ugotowałaby to znacznie lepiej. On nigdy nie słucha tego, co mówię, nigdy nie wspiera mnie w niczym, kiedy naprawdę potrzebuję wsparcia. W pewnym momencie nie mogłam tego znieść, zapytałam wprost o wyciągi z konta bankowego. Musiałam wiedzieć, ile zarabia naprawdę. Nie mówię już nawet o samych pieniądzach. Przez wszystkie lata naszego wspólnego życia nigdy nie widziałam pensji męża. Mieszkanie, w którym mieszkamy, jest moje. Ja płacę za media, ja przynoszę do domu zakupy, bo Wojtek ciągle powtarza, że oszczędza pieniądze na nasze marzenie – własny dom na wsi. Ale czy kiedykolwiek go zobaczę, to pytanie.
Tej zimy otrzymałam duży rachunek za gaz i poprosiłam męża o pomoc w jego opłaceniu. Obiecał, że da mi pieniądze, ale minął miesiąc, a ja nadal nie widziałam ich na oczy. To przez to nie wytrzymałam. Miałam dość tego, że przyzwyczaił się do życia na moim utrzymaniu. Zamiast dać mi odpowiedź, on zaczął pakować walizkę. Często tak robił – kiedy coś mu się nie podobało, zabierał swoje rzeczy i jechał do mamy. Był pewien, że i tym razem przyjadę i poproszę go o powrót. Nie ukrywam, czułam się samotnie i prawie zadzwoniłam do niego prosząc, żeby wrócił. Powstrzymałam się jednak, a kiedy on zorientował się, że to koniec, zaczął straszyć mnie pozwem o alimenty. Mówi też, że nie mogę wyrzucić go z domu i należy mu się połowa. Po prostu on jest takim egoistą, nigdy nie widziałam czegoś takiego. Zawsze za wszystko obwinia kogoś innego, a sam jest w swoich oczach wzorem męża. Powiedzcie mi jak się zachować w tej sytuacji, czy warto się rozwodzić?