Mój mąż i ja mamy dwóch synów. Jeden już od dawna z nami nie mieszka. Wyjechał do pracy za granicę i tam znalazł żonę, dobrą dziewczynę. To Szwedka, ale taka swoja, szczera. I wnuczki nam się udały, syn uczy je polskiego, a synowa szwedzkiego, i tak słodko szczebioczą. Młodszy syn nadal mieszka z nami, ale jest już w takim wieku, że już niecierpliwie czekam na synową.
Chłopak jest mądry, przystojny, wesoły, ale jakiś za bardzo wymagający. Dziewczyny biegały za nim od szkoły, ale zawsze coś mu nie pasowało. Tyle pięknych i dobrych dziewczyn przychodziło do niego i widać było, że im się podoba, ale nie spieszyło mu się ani do związku, ani żebyś nam którąś przedstawić jako swoją dziewczynę.
Dopiero jakieś pół roku temu zaczął gdzieś znikać wieczorami, wracać późno. Serce matki czuło, że w końcu znalazł dziewczynę. Trochę wypytywałam, trochę męża namawiałam, żeby się czegoś dowiedział. Bardzo chciałam poznać dziewczynę, którą wybrał sobie mój syn. Ale jemu się nie spieszyło, żeby nam ją przedstawić. Nie odpowiedział nawet jednoznacznie, czy ma dziewczynę. Poddałam się i zaczęłam cierpliwie czekać, bo przecież nie zacznę za nim chodzić. Przyjdzie czas, to nam ją pokaże.
Pewnego dnia syn uprzedził nas, że do domu nie wróci sam, że ma dla nas niespodziankę i dobrą wiadomość. Szczęśliwa nakryłam do stołu i wysłałam męża do sklepu po wino. Krótko mówiąc, to było dla mnie prawdziwe święto. Mogłam spodziewać się każdego i wszystkiego, ale czegoś takiego nie przewidziałam.
Ubraliśmy się z mężem odświętnie i czekaliśmy na dzieci. W pewnym momencie syn zadzwonił do ojca i poprosił, żeby zszedł na dół, bo potrzebna jest pomoc. Zmartwiłam się. Pomyślałam, że może coś się stało, ale syn zapewnił, że wszystko jest w porządku. Mąż wyszedł i po kilku minutach wrócił z synem, a razem z nimi do mieszkania wjechała dziewczyna na wózku inwalidzkim.
Nic nie rozumiałam, pomyślałam, że może to jakieś nieporozumienie, że synowi jednak nie udało się dzisiaj przyprowadzić swojej dziewczyny. Ale nie, przedstawił nas sobie i powiedział, że postanowili się pobrać. Próbowałam nad sobą zapanować, ale z mojej twarzy można było wyczytać, że coś jest nie tak.
Usiedliśmy do kolacji. Okazało się, że poznali się na studiach, byli na tym samym wydziale. Syn powiedział, że są razem od ponad roku. Dziewczyna była piękna, bardzo miła i rozmowna. Kiedy tak siedziała przy stole i rozmawiała, nikt nie pomyślałby, że jest na wózku. Nawet trochę się uspokoiłam. Po kolacji syn poszedł odprowadzić dziewczynę. Zapytałam mojego męża, co on o tym myśli. Powiedział, że najważniejsze, żeby byli szczęśliwi, że to piękna i miłą dziewczyna, a najważniejsze, żeby się podobała naszemu synowi.
Niby zgadzam się z mężem, ale nie mogę przestać myśleć o mojej przyszłej synowej. To miła dziewczyna, ale na wózku inwalidzkim. Marzyłam o wnukach, a teraz co? Nawet jeżeli będą, to jak ona zaopiekuje się dziećmi i moim synem? I dlaczego wybrał akurat ją spośród tych wszystkich dziewcząt?
Sylwia, 52 lat